Po Resovii czas na mecz z Espadonem

2016-11-30 13:07:09(ost. akt: 2016-11-30 12:32:46)
Zdjęcie jest tylko ilustracją do tekstu.

Zdjęcie jest tylko ilustracją do tekstu.

Autor zdjęcia: Grzegorz Czykwin

Po „wysokopółkowych” meczach z mistrzem i wicemistrzem kraju, w których nie udało się olsztynianom zapunktować, dziś (30 listopada) Indykpol AZS czeka łatwiejsze zadanie: mecz w Uranii z przedostatnim w tabeli Espadonem.
Dodajmy od razu: zadanie, które łatwiejsze wydaje się tylko na papierze, bo jeśli po drugiej stronie siatki zobaczymy w Uranii takich wyjadaczy, jak 39-letni Dawid Murek (już jakiś czas temu przestawiony na libero), Michał Ruciak (w latach 2004-08 grał w AZS Olsztyn), Marcin Wika czy Łukasz Perłowski, którzy łącznie mają 137 lat i pewnie coś koło tysiąca występów w ekstraklasie, to jest jasne, że grając z takim rywalem, trzeba mieć się na baczności. Nawet biorąc pod uwagę diametralnie różne położenie obu drużyn w tabeli, a także to, że olsztynianie mają za sobą całkiem niezły (choć zakończony „na pusto”, bo przegrany 1:3) mecz w hali faworyzowanej Resovii.

— Na pewno rozegraliśmy w Rzeszowie poprawne spotkanie, jednak to nie wystarczyło na jakąś zdobycz punktową. Trudno, musimy dalej mocno pracować i próbować zdobywać punkty nawet z tak mocnymi rywalami jak Resovia — mówi Adrian Buchowski z Indykpolu AZS. — Teraz gramy ze Szczecinem, który ma duży potencjał, a już na pewno nie jest słaby, jak by się mogło komuś wydawać. Zresztą powtarzam od początku sezonu i nadal będę to podkreślał: w tej lidze naprawdę nie ma łatwych meczów. I jestem pewien, że w środę ta teoria tylko się potwierdzi. To nie będzie proste spotkanie, tym bardziej że Szczecin wygrał ostatnio swój pierwszy mecz w PlusLidze i pewnie uwierzył we własne możliwości. Nastawiamy się na twardą walkę i musimy w pełni skoncentrowani wyjść na boisko, bo przed nami kolejne cenne punkty do zdobycia. Mam nadzieję, że wszystkie trzy zostaną w Olsztynie — kończy olsztyński przyjmujący.


Bardzo długo, bo aż do 10. kolejki, czekał na swoje pierwsze „normalne” zwycięstwo w elicie Espadon, który formalnie pojawił się na siatkarskiej mapie Polski dopiero dwa lata temu (powołany do życia przez byłego środkowego Jakuba Markiewicza), choć — tak naprawdę — można go uważać za kontynuatora tradycji utytułowanego Morza Szczecin. Przed sezonem 2016/17 klub, którego dyrektorem sportowym jest były znany siatkarz AZS Olsztyn Radosław Rybak, został zaproszony w szeregi PlusLigi, jednak początki beniaminka na salonach były arcytrudne. Ba, gdyby nie „stolikowa” wygrana nad... Skrą w czwartej kolejce (bełchatowianie pomylili się w liczeniu dozwolonej liczby obcokrajowców na boisku), za co Espadonowi przyznano walkower (na boisku było gładkie 0:3), to aż do minionej niedzieli na koncie szczecinian widniałoby okrągłe zero.

Wspomniane przez Adriana Buchowskiego przełamanie przyszło w niedzielę, kiedy to ekipa serbskiego trenera Milana Simojlovicia pokonała u siebie bydgoską Łuczniczkę, wychodząc ze stanu 1:2 w setach. A to na pewno doda beniaminkowi ducha przed dzisiejszym starciem w Uranii (godz. 18). — Ciężko się gra, mając na koncie dziewięć porażek z rzędu. Dlatego w meczu z Łuczniczką walczyliśmy też sami ze sobą. Musieliśmy się przełamać i uwierzyć, że możemy to wygrać. To pierwsze zwycięstwo było nam potrzebne jak tlen; udowodniliśmy kibicom i sobie, że stać nas na dobrą grę — mówił już po wszystkim zadowolony Marcin Wika, który zastąpił w trakcie gry serbskiego przyjmującego Ivana Borovnjaka i spisał się świetnie.

pes