Karol Zalewski nie uzyskał minimum olimpijskiego na 200 metrów. Jest jeszcze szansa

2016-07-13 12:06:52(ost. akt: 2016-07-13 12:57:03)

Autor zdjęcia: pzla.pl

Jest mała szansa, że pojadę na igrzyska — mówi najlepszy polski sprinter, 23-letni Karol Zalewski z AZS UWM Olsztyn. Jeszcze nie wiem co, ale coś nie zagrało i nie udało mi się uzyskać minimum olimpijskiego na 200 metrów.
— Po mistrzostwach Europy w Amsterdamie nasuwa się jedno główne pytanie: skoro o minimum olimpijskie można było walczyć do 10 lipca, a pan go nie uzyskał (na 200 metrów dwa razy czas 20,50 — red.), to co ze startem w igrzyskach?
— No, nie udało się i tak do końca nie wiem, co poszło nie tak. Ale jest jeszcze mała szansa, że pojawię się w Rio, ponieważ trener Józef Lisowski, prowadzący kadrę czterystumetrowców, chce, żebym był szóstym zawodnikiem właśnie do długiej sztafety, czyli 4x400 m. Dlatego proponuje mi, żebym zrobił sobie sprawdzian na 400 metrów, po którym być może pojadę na igrzyska.

— Wracając do Amsterdamu, może po prostu nie trafił pan z formą na ME (dwukrotnie po 20,69 w eliminacjach i półfinale — red.)...
— Wszystko wygląda super do 120. metra, a później albo się usztywniam, albo czegoś mi brakuje. Być może czasu, bo przecież sezon się nie skończył i możliwe, że jeszcze nabiegam to wymarzone 20,50. No, ale może być i tak, jak pan powiedział — forma nie przyszła w to miejsce, gdzie miała być. Choć prawda jest jeszcze taka, że w tym roku chyba w 95 procentach swoich biegów miałem... bardzo silny wiatr w twarz. A to mi przeszkodziło w uzyskaniu minimum i to bardzo... Jedyny przypadek, gdy powiało mi w plecy — choć też troszeczkę za mocno (2,9 m/sek., podczas gdy dozwoloną granicą są 2 m/sek. — red.) — był w Gdańsku, no i wtedy uzyskałem fenomenalny wynik 20,31. Niestety, pozostałe biegi miałem pod mocny wiatr. Jakiś taki pech idzie za mną w tym roku, ale mam nadzieję, że w końcu trafię na sprzyjające warunki.

— Ze sztafetą 4x100 metrów też wyszło nie tak, jak by się marzyło, choć realnie oceniając to szóste miejsce i czas 38,64 z eliminacji: i tak zrobiliście chyba wszystko, co było można.
— Zdecydowanie tak, zwłaszcza że nasi przeciwnicy biegają indywidualnie dużo szybciej od nas. Mimo to udało nam się wygrać z ekipami, które mają zawodników biegających „setkę” w czasie 10,00-10,15 albo średni wynik całej drużyny na poziomie 10,30. Dlatego szóste miejsce w Europie w sztafecie krótkiej to jest na pewno sukces.

— A niewiele brakowało, żeby ten sukces był dużo większy...
— To prawda, zabrakło nam tylko 0,15 sekundy, żeby dostać się do czołowej szesnastki światowego rankingu, no i pojechać na igrzyska olimpijskie. A co to jest piętnaście setnych? Tyle, co pstryknąć palcami...

— Albo trochę poprawić płynność zmian, które w finale 4x100 m chyba nie były idealne.
— Zmiany były bardzo dobre w eliminacjach, gdzie mieliśmy siódmy tor, na którym jest łatwiej przekazać pałeczkę na pełnej prędkości. Po tych eliminacjach trochę się zdziwiliśmy, kiedy się okazało, że na finał dostaliśmy trzeci tor, a nie któryś z zewnętrznych: od piątego do siódmego. Jasne, nie ma co narzekać, ale trzeba wspomnieć, że specyfika zmian na trzecim torze jest jednak zupełnie inna. Na trzecim jest bardzo ostry wiraż, a na siódmym — zmienianie prawie na prostej, i to na każdej zmianie. Dlatego w finale trochę było trudniej o dobry wynik, a mimo to były tylko cztery setne różnicy między tymi naszymi czasami (38,64-38,69 — red.), więc nie ma co się załamywać.

— A to przeciwny wiatr, a to specyfika torów — ileż to niuansów może wpłynąć na wynik w sprintach...
— Bardzo dużo (uśmiech). Tym bardziej, że zmiany sztafetowe są u nas robione na pełnych prędkościach, czyli ok. 36-37 km/godz., i to musi być wykonane na przestrzeni dwóch kroków. Nawet mi ciężko jest powiedzieć, jak szybko to wszystko przebiega. Tak że to nie jest łatwe.

— Wróćmy do tej „furtki”, która być może zaprowadzi pana na igrzyska w Rio. Kiedy spodziewa się pan decyzji o ewentualnym miejscu w składzie sztafety 4x400 m?
— Lada moment, ponieważ już są zamykane listy startowe na igrzyska. Tylko jest pytanie: czy uda mi się przebiec 400 m w takim czasie, który pozwoli mi zakwalifikować się chociaż do biegu eliminacyjnego w sztafecie. A jest jeszcze szansa, że skoro już będę w Rio i byłyby wolne miejsca na 200 m, to kto wie: być może jeszcze udałoby mi się pobiec na 200 m.

— Zaraz, zaraz, czyli pomysł trenera Lisowskiego to jedno, ale na tym nie koniec?
— No tak, 30 lipca są młodzieżowe mistrzostwa Polski i przy okazji tej imprezy trener Lisowski robi serię sprawdzianową dla swoich zawodników ze sztafety 4x400 m. Ja też miałbym tam wystartować i jeżeli byłbym w czołowej czwórce wśród tych chłopaków, to pewnie trener chciałby na mnie postawić na igrzyskach.

— Jaki czas musiałby pan uzyskać?
— Myślę, że około 45,80 albo nawet szybciej, co nie będzie łatwe. Tym bardziej, że przygotowywałem się w tym roku do sprintu, a to jest zupełnie co innego. No, ale trener Lisowski we mnie wierzy, a i ja pokazałem, że potrafię biegać na 400 m w hali, gdzie wystawił mnie na pierwszą zmianę na mistrzostwach Europy w Pradze (Polacy zdobyli wówczas srebro HME — red.). Myślę, że to dlatego próbuje na mnie postawić na 400 m... Zostało mi niewiele ponad dwa tygodnie, więc przez ten czas za dużo nie da się wytrenować. Można troszkę przyzwyczaić organizm do większego wysiłku i to chyba tyle. No, ale zrobię wszystko, żeby wykorzystać tę szansę.

Piotr Sucharzewski