Świat stanął do góry nogami

2016-06-27 09:28:06(ost. akt: 2016-06-27 09:31:50)

Autor zdjęcia: Marcin Tchórz

Sportowcy z Brazylii świetnie czują się na piaskach Hotelu Anders w Starych Jabłonkach! Przez lata dominowali tu brazylijscy siatkarze plażowi, a tym razem ze zwycięstwa cieszyli się specjaliści od plażowej siatkonogi.
Żeby nie trzymać naszych czytelników w niepewności, zaczniemy od tego, że turniej LV Bet World Tour w footvolleyu wygrali Brazylijczycy Lalazinho i Rafael Kovalski.

W tej grze wszystko zaczyna się od... usypania górki z piasku, przez niektórych zwanej kopcem kreta, na której ustawia się piłkę, by ją kopnąć. Tak wygląda serwis. Na boisku o wymiarach do siatkówki plażowej jest dwóch zawodników, którzy mają do rozegrania akcji trzy kontakty z piłką. Po pięciu rozegranych punktach następuje zmiana stron, a podczas akcji zawodnicy muszą pamiętać, by nie dotknąć siatki, bo równa się to ze stratą punktu. Mecz rozstrzyga się po dwóch wygranych setach przez jedną ze stron, czyli maksymalnie może skończyć się na dystansie trzech partii. Różnica między siatkonogą i plażową siatkówką polega na tym, że w tym pierwszym sporcie ręce zawodnikom służą jedynie do podpierania się i amortyzacji upadków podczas akrobatycznych zagrań. Zatem w ruch idą nogi, głowy i klatki piersiowe uczestników tej dyscypliny sportu, która podczas igrzysk w Rio de Janeiro będzie jedną z pokazowych. — Proste zasady gry, zapierające dech w piersiach zagrania i niezwykła widowiskowość footvolleya sprawiają, że popularność tego sportu szybko rośnie — twierdzi Michał Sieczko, prezes Siatkonoga Polska, organizującej zawody footvolleya w Polsce. — Kto raz zobaczył w akcji fruwających nad siatką zawodników, ten z pewnością powróci na nasze turnieje.

Trzydniowe święto siatkonogi w Starych Jabłonkach rozpoczęły mistrzostwa Polski. No i poziom zawodników znad Wisły był w adekwatny do krajowej nazwy. Akcje czytelne, nogami, głowami, a czasami kierunkowe klatką piersiową — trochę jak na rozgrzewce lokalnych kopaczobiegaczy. Dlatego prymat krajowy obronili pochodzący z Brazylii Ismiley Maya i Christian Candau, którzy wespół z trzema innymi polskimi parami uzyskali prawo gry w turnieju LV Bet World Tour Stare Jabłonki 2016.
Jednak od soboty do akcji wkroczyli ci, w których kraju w 1965 roku wszystko się zaczęło, czyli Brazylijczycy. Na tamtejszych plażach coraz częściej można zobaczyć właśnie footvoleistów, którzy systematycznie wypierają plażowych siatkarzy. Ale skoro jednym z promotorów jest tam legendarny Romario, to nie powinno to nikogo dziwić.

I to był początek akrobatycznych popisów zawodników, którzy na boiskach nad jeziorem Szeląg Mały czuli się tak dobrze jak jeszcze kilka lat temu siatkarze z Brazylii. Canarinhos dość spokojnie przechodzili kolejne szczeble rywalizacji i pewnie dotarli do półfinałów, gdzie Rodrigo Lacraia/Luciano Almeida (faworyci turnieju) ograli brazylijskich Polaków Maya i Candau. Problemu z awansem do finału nie miała też para z rankingiem nr 2 turnieju w Starych Jabłonkach, czyli Lalazinho i Rafael Kovalski. Brazylijczyk z polsko brzmiącym nazwiskiem był dominatorem tego teamu i przyczynił się do pokonania w drugim półfinale Niemców Mo Obeida i Daniela Wehra.

Pojedynek polsko-niemiecki w finale pocieszenia, którego stawką było 3. miejsce, zakończył się triumfem pary Obeid-Wehr. Temu pojedynkowi towarzyszyło oberwanie chmury, które żadnej z ekip nie ułatwiało gry. I takaż sama pogoda dopadła finalistów. Konfrontacja Brazylijczyków stała na najwyższym światowym poziomie. Ataki z głowy nad siatką (224 cm), które blokowane były nogami, musiały robić wrażenie. Ostatecznie bratobójcze starcie pary rozstawionej z numerem 1 (Rodrigo Lacraia-Luciano Almeida) i turniejowej „dwójki” (Lalazinho-Rafael Kovalski) po niezwykle zaciętym boju zakończyło się zwycięstwem tych drugich 2:0 (15:13, 16:14).

— Akcje zawodników były bardzo efektowne i na pewno, jak podczas półfinałów, kiedy świeciło słońce, zachęciły zgromadzonych na trybunach kibiców do dopingu — powiedział Tomasz Dowgiałło, dyrektor turnieju. — Niestety, pierwszy raz od 15 lat podczas finałów w Starych Jabłonkach lało jak z cebra, przez co nie wszyscy zobaczyli prawdziwy kunszt najlepszych na świecie par. Marcin Tchórz

Marcin Tchórz