Kula zaczęła dalej latać. Rozmowa z Konradem Bukowieckim

2016-05-24 12:00:07(ost. akt: 2016-05-24 11:01:28)
Konrad Bukowiecki

Konrad Bukowiecki

Autor zdjęcia: pzla.pl

Bardziej się cieszę, że przepchnąłem 21 metrów niż z rekordu świata juniorów. A najbardziej, że pokonałem Davida Storla — mówi utalentowany Konrad Bukowiecki z Gwardii Szczytno.
— 21,01 z Ostrawy to niezły wynik, jak na kogoś, kto przed chwilą odłożył na bok podręczniki, bo zdawał maturę (dotychczasowy, seniorski rekord życiowy mistrza świata juniorów w kuli wynosił 20,78 — red.)...
— No, faktycznie: bardzo ładny (uśmiech). Myślę, że to też jest kwestia tego, że właśnie już skończyłem te swoje "wojaże" z maturą i że mam wolną głowę. Bo na początku było z tym różnie: głowa nie była tam, gdzie powinna być. Przychodziłem na trening bardziej zmęczony psychicznie niż fizycznie i to mi przeszkadzało. No, ale po poniedziałkowym egzaminie ustnym z języka polskiego poczułem taką ulgę... I to już miało swoje odzwierciedlenie na pierwszym treningu po maturze: od razu poczułem się lepiej, kula zaczęła latać dalej, a ja byłem mniej zmęczony.

— Jak panu poszły egzaminy?
— Wyniki będą znane dopiero na początku lipca, ale myślę, że nieźle. Na te 30 procent pewnie coś "wyskrobałem", bo to nie wymaga jakiegoś większego wysiłku. Teraz znam tylko wyniki egzaminów ustnych: z polskiego miałem 85 procent, a z angielskiego — 100 proc. Tak że w porządku (uśmiech).

— Podobno nie spodziewał się pan, że "odpali" z aż takim wynikiem w Ostrawie.
— To 21 metrów gdzieś tam wisiało w powietrzu już od sezonu halowego, bo spalone pchnięcia na zawodach czy treningach pokazywały, że mogę tyle pchnąć. Natomiast nie spodziewałem się, że to się stanie już teraz i... fajnie, że to się stało i że już mam to minimum olimpijskie (uśmiech). Zresztą potwierdzone dzień później w Halle (20,62 — red.). Wszystko poszło naprawdę dobrze.

— Już może być pan pewny wyjazdu na igrzyska?
— Trzeba jeszcze znaleźć się w czołowej trójce mistrzostw Polski. A wtedy myślę, że nie będzie już żadnych przeciwwskazań, żebym pojechał na igrzyska w Rio.

— O tym, jakie postępy pan ostatnio zrobił, świadczy choćby to, że na Zlatej Tretrze 2015 pchnął pan w Ostrawie... 19,06.
— Zgadza się, rok temu o tej porze byłem w naprawdę niezłej rozsypce. Nic mi nie szło na treningach, zresztą na zawodach też, bo miałem wyniki ledwie po 18 i 19 metrów, tak że niezła masakra... Teraz jest zupełnie inaczej, a że będzie lepiej, widać było już po treningach: w porównaniu z poprzednim sezonem, jestem silniejszy i lepiej ułożony technicznie, więc kula lata dalej. Jednym słowem: tego, że będzie lepiej, mogłem się spodziewać. Ale nie aż takiego rezultatu jak 21,01.

— Drugi w Ostrawie dwukrotny mistrz olimpijski Tomasz Majewski powoli musi się chyba przyzwyczajać do pokoleniowej zmiany...
— No tak, on po tym sezonie kończy karierę i to jest naturalne, że ktoś odchodzi, a kto inny w jego miejsce się pojawia. I u nas też taka wymiana nastąpi, bo jestem i ja, i jest Michał Haratyk, który kolosalnie się rozwinął (w tym roku już 21,35 — red.). Fajnie, bo Polska ma piękne tradycje w pchnięciu kulą — Władysław Komar, Helmut Krieger, Edward Sarul, Tomasz Majewski. Mam nadzieję, że za parę lat ktoś będzie mógł wymienić na końcu tej listy Konrada Bukowieckiego (uśmiech).

— Za parę lat? Przy tak ekspresowych postępach?
— Kiedyś trzeba się będzie zatrzymać, bo to apogeum musi przyjść. Przecież nie mogę rok w rok poprawiać się o metr, dwa, bo za parę lat musiałbym pchać 50 metrów, a tak na pewno nie będzie. Natomiast fajnie, że to cały czas idzie do przodu.

— To był bardzo pracowity weekend: niecałą dobę po Ostrawie zdobył pan kolejny cenny "skalp"...
— I to było dla mnie największym zaskoczeniem. Już pal licho ten wynik z Halle —20,62, ale dla mnie o niebo cenniejszą sprawą jest właśnie to, że udało mi się pokonać Davida Storla. W życiu bym nie pomyślał, że w wieku 19 lat pokonam podwójnego mistrza świata, wicemistrza świata, srebrnego medalistę igrzysk olimpijskich, podwójnego mistrza Europy i tak by można było wymieniać i wymieniać. Jakiś kosmos... Naprawdę super sprawa, tym bardziej że zrobiłem to w Niemczech i to na jego terenie, bo on mieszka niedaleko Halle.

— Storl znał pana wcześniej?
— Nie pierwszy raz się widzieliśmy, ale przed konkursem nawet się ze mną nie przywitał. Mijaliśmy się, a on nawet na mnie nie spojrzał. Niesympatyczne to było. Myślę, że ta przegrana musiała go zaboleć. I dobrze.

— Ile kilometrów jest z Ostrawy do Halle?
— Ponad 600, tak że od razu po zawodach mieliśmy ruszać w drogę. A tu się okazało, że wygrałem i trzeba było czekać na dekorację (uśmiech). Wyjazd trochę się więc opóźnił i w Halle byłem dopiero około pierwszej w nocy. Po drugiej się położyłem spać, a o 7.30 już musiałem wstać, zjeść śniadanie i na stadion. Bo o 12.30 już się zaczynał konkurs. Cieszę się, że nawet po podróży i nieprzespanej nocy udało się pchnąć 20,62, bo to naprawdę sporo. Oby tak dalej.

pes