Nasz maratończyk w bastionie komunizmu

2016-04-21 11:31:37(ost. akt: 2016-04-21 08:33:28)
Zenon Liberna z Bartoszyc po przebiegnięciu maratonu w koreańskim Pjongjang

Zenon Liberna z Bartoszyc po przebiegnięciu maratonu w koreańskim Pjongjang

Autor zdjęcia: Fot. archiwum prywatne

Jakiś czas temu Zenon Liberna z Bartoszyc postanowił zdobyć Koronę Maratonów Ziemi, czyli przebiec siedem maratonów na siedmiu kontynentach. Właśnie zaliczył trzeci bieg, na dodatek stało się to w... koreańskim Pjongjang.
Wszyscy dookoła dziwili się, że tam jadę. Przestrzegano mnie, by nie zrywać plakatów, odpowiednio się zachowywać. Ale przecież miałem swój cel, którym był maraton. Wiedziałem też, że muszą zachowywać się tak, jak nakazuje ich kultura i ustrój — mówi 57-letni Zenon Liberna. No i założony cel osiągnął nawet z nawiązką, bowiem maraton ukończył z wynikiem 4 godzin i 17 minut, co jest jego nowym rekordem życiowym.

— Do tej pory moja życiówka wynosiła 4:35, a ja zawsze chciałem „złamać” cztery i pół godziny. Trasa była dość prosta, liczyła cztery pętle po 10 kilometrów i właściwie tylko w jednym miejscu był podbieg. Na dodatek pogoda nam dopisała, bowiem było chłodno. Biegło około dwóch tysięcy osób. Jakieś półtora tysiąca to byli Koreańczycy w bardzo różnym wieku. I to właśnie oni wygrali zarówno wśród kobiet, jak i wśród mężczyzn. A rywali mieli mocnych, bo było kilkoro zawodników z Kenii i Etiopii — opowiada maratończyk z Bartoszyc. — Mój wyjazd zorganizowało biuro podróży, które specjalizuje się w wyjazdach na maratony na inne kontynenty, w różne egzotyczne miejsca. Jednak w tym roku pierwszy raz można było pobiec w Korei Północnej. Dlatego zapisałem się, poza tym zdecydowała się jeszcze jedna kobieta z Warszawy, która wybrała bieg na 10 kilometrów.

Tym samym Zenon Liberna zaliczył trzeci bieg do Korony Maratonów Ziemi. Wcześniej ukończył biegi w Europie (Grecja) i Afryce (Maroko), a na ten rok planuje jeszcze wyprawę do Australii. W międzyczasie Liberna zdobył w naszym kraju Koronę Półmaratonów Polskich oraz Koronę Maratonów Polskich. To przebiegnięcie odpowiedniej liczby biegów na tych dystansach w ciągu określonego czasu kalendarzowego. Nagrodą jest członkostwo w klubie ludzi, którzy tego dokonali, oraz pamiątkowy medal.

Przy okazji pobytu w Korei Północnej bartoszyczanin miał możliwość odwiedzenia kilku miejsc w tym kraju, oczywiście jemu oraz biegaczce z Warszawy wszędzie towarzyszyli miejscowi „opiekunowie”.
— Każda osoba, która wjedzie do Korei, dostaje kogoś takiego. Nikt nie może sam chodzić po ulicach. „Opiekunowie” dbają, by nic nikomu się nie stało, tłumaczą zasady poruszania się. Jednym z nich był młody mężczyzna, który studiował w Polsce i bardzo dobrze mówił w naszym języku. Poza tym nasi „opiekunowie” świetnie mówili też po angielsku, więc nie było problemów z porozumieniem — opowiada Liberna. — Oczywiście pokazywano nam tylko to, co chciano nam pokazać, a trasa zwiedzania była już wcześniej wyznaczona. Aczkolwiek nie było problemu, żeby wejść po drodze do jakiegoś sklepu. Wszedłem do jednego, rozejrzałem się. Towarów było dużo, choć może nie tak ładnie ułożone jak u nas. Nie można powiedzieć, że czegoś tam brakuję. Nawet colę mieli, tylko nazywała się inaczej.

kwk