Bo to honor, prestiż i szacunek. Rozmowa z Jerzym Gąską

2016-03-18 17:03:13(ost. akt: 2016-03-18 10:07:50)
Jerzy Gąska, wielokrotny mistrz Polski w C-1 i C-2, czwarty w ME w C-2, jest współtwórcą olsztyńskich smoczych łodzi.

Jerzy Gąska, wielokrotny mistrz Polski w C-1 i C-2, czwarty w ME w C-2, jest współtwórcą olsztyńskich smoczych łodzi.

Autor zdjęcia: Grzegorz Czykwin

Jerzy Gąska, były wielokrotny kanadyjkowy mistrz Polski, a obecnie szef Olsztyńskiego Klubu Sportów Wodnych, mówi, że należy stawiać na dyscypliny, które dobrze się rozwijają w regionie. Będziemy wtedy mieli mieli więcej mistrzów.
— Kiedyś powiedział mi pan, że nie stać, i to nie tylko Olsztyna, ale całego naszego regionu, na sport zawodowy. Podtrzymuje pan to zdanie?

— Tak, podtrzymuję. Treści i role sportu są różnorodne, w zależności czy jest on zawodowy, amatorski czy masowy. Czy stać nas na sport zawodowy? Nawet dziecko wie, że nie. Dlaczego? Bo nasz region jest za biedny, mało rozwojowy i niemalże zapomniany przez Europę i Warszawę. Przekonanie, że sportowcy z importu wypruwać będą sobie żyły i gryźć murawę czy parkiet dla promocji i ku zadowoleniu mieszkańców nie swojego miasta, jest naiwne. Mogą to oczywiście robić, ale przeważnie dla kasy.

— Czy to oznacza, że jedynie rodowici olsztynianie mogą traktować sportową rywalizację ku chwale tego miasta?
— Zdecydowanie tak, bo są to zwykle dzieci wieloletnich mieszkańców regionu i miasta. Od najmłodszych lat wiedzą, że reprezentować swój klub, swoje miasto, to reprezentować rodzinę, kumpli z dzielnicy czy dziewczynę z podwórka. To honor, prestiż i szacunek.
 Niestety, ci najbardziej zdolni i osiągający spore sukcesy, odchodzą do innych klubów. No i wtedy nadal ich dopingujemy, ale już jako warszawiaków czy mieszkańców Poznania czy Torunia. Niech przykładem tu będzie utalentowany młody szermierz z Barczewa, wychowanek olsztyńskiego Hajduczka, a obecnie zawodnik warszawskiego Viktora, czy świeżo upieczona olimpijka, kolarka torowa Natalia Rutkowska, która kilka miesięcy temu przeszła z WMKS Olsztyn do toruńskiego Pacyfiku. 


— Należy jednak wziąć pod uwagę znacznie większą popularność gier zespołowych od dyscyplin indywidualnych.

— Przerabialiśmy to już wielokrotnie w historii sportu olsztyńskiego. Spełnienie ambicji na wyrost działaczy, trenerów, a zwłaszcza kibiców zespołów ligowych, wymaga dużych nakładów finansowych. Jeżeli zabraknie pieniędzy, no bo niby skąd ich aż tyle brać, to kończy się to wszystko wielkim rozczarowaniem. Wielce popularne gry zadomowią się jedynie tam, gdzie mają ku temu warunki materialne. My ich, niestety, nie mamy! Nam pozostaje jedynie oglądanie w mediach superlig europejskich i światowych, mistrzostw świata i Europy. Postawmy więc na indywidualistów. Przecież już teraz mamy utytułowanych mistrzów takich jak: Hołowczyc, Jabłoński, Burczyński, Kozłowski, Chalidow, Szewczak, Ambroziak, Kamiński, Jędrzejczyk czy wspomniana Rutkowska. Stwórzmy im, i podobnym do nich przedstawicielom gier sportowych, ale wywodzących się z regionu, system trenowania i edukacji na miejscu. Oni na pewno będą gryźli parkiet, a hale nie będą świeciły pustkami.


Lech Janka