Szczęsny: Wielu było lepszych ode mnie

2016-02-25 11:06:42(ost. akt: 2016-02-25 10:58:32)
 W 2006 roku Wojciech Szczęsny Warszawę zamienił na Londyn, gdzie z powodzeniem bronił barw słynnego Arsenalu. Obecnie jest wypożyczony do włoskiego klubu AS Roma

W 2006 roku Wojciech Szczęsny Warszawę zamienił na Londyn, gdzie z powodzeniem bronił barw słynnego Arsenalu. Obecnie jest wypożyczony do włoskiego klubu AS Roma

Autor zdjęcia: PZPN/Łączy nas piłka

Stadion Narodowy jest naszą twierdzą. Poza tym jest piękną wizytówką Warszawy, z czego bardzo się cieszę, bo przecież wychowywałem się w tym mieście — mówi Wojciech Szczęsny, bramkarz polskiej reprezentacji oraz włoskiej Romy.
— Ile lat zajęła panu droga z podwórka na stadion?
— Zacząłem trenować, gdy miałem osiem lat, na podwórku zacząłem grać pewnie jako trzylatek, a na życie poprzez piłkę nożną zacząłem zarabiać w wieku 16 lat. Było wielu ludzi, którzy pomogli mi osiągnąć coś w profesjonalnej piłce. Pierwszą taką osobą, która przychodzi mi do głowy, był trener Jacek Rutkowski z Agrykoli Warszawa. Oprócz tego, że był świetnym trenerem, był bardzo fajnym wychowawcą nie tylko dla mnie, ale dla wszystkich chłopaków w zespole. Myślę, że każdemu potrzeba z 10 lat porządnych treningów, przykładania się i ciężkiej pracy, żeby potem dzięki futbolowi można było rachunki opłacać. A wracając do podwórka, to wyłącznie grałem tam w piłkę. To było moje jedyne hobby. Niczego innego nie potrafiłem i nie chciałem robić.

— Czego nauczył pana pierwszy trener?
— Przede wszystkim samodyscypliny i ciężkiej pracy. Nauczył mnie i zakotwiczył taką myśl, że do sukcesu dochodzi się tylko i wyłącznie ciężką pracą. Mieliśmy w zespole wielu utalentowanych chłopaków i wielu z nich było lepszych i bardziej utalentowanych ode mnie. Ale wierzyłem, że ciężką pracą mogę osiągnąć sukces, dlatego zaufałem jego myśli szkoleniowej. No i jak na razie wychodzi mi to na dobre.

— Czy był już taki mecz, który pańskie życie wywrócił do góry nogami?
— Staram się nie zmieniać swojego życia przez jeden dobry albo słaby występ. Jestem bardzo ambitnym człowiekiem, ale ani jedna porażka nie niszczy mojego życia, ani jedno zwycięstwo nie sprawi, że odlecę w inny świat. Staram się twardo stąpać po ziemi. Na pewno mogę jednak wymienić najważniejsze mecze w swojej dotychczasowej karierze — myślę o tych, które wygrywały nam trofea w Arsenalu Londyn, czyli dwa razy finał Pucharu Anglii — w 2014 i 2015 roku. Te spotkania dały mi najwięcej satysfakcji.

— Z czym kojarzy się panu Stadion Narodowy w Warszawie?
— Z twierdzą polskiej reprezentacji piłkarskiej. Myślę, że przez ostatnie lata udało nam się zbudować taką atmosferę wokół kadry i stadionu, że bardzo ciężko jest nas teraz pokonać na Narodowym. W tych eliminacjach do Euro 2016 wygraliśmy cztery mecze, jeden zremisowaliśmy, wygraliśmy z mistrzami świata, więc śmiało można uznać, że Stadion Narodowy jest naszą twierdzą. Poza tym jest piękną wizytówką Warszawy, z czego bardzo się cieszę, bo przecież wychowywałem się w tym mieście.

— Kto niedługo może namieszać w polskiej reprezentacji?
— Myślę, że Bartek Kapustka, który jest z nami od paru zgrupowań, chłopak ma wielki potencjał i w niedalekiej przyszłości będzie stanowił o sile tej reprezentacji. Podobnie Karol Linetty. Arek Milik, wiadomo, już jest jedną z gwiazd tej kadry, ale ma jeszcze przed sobą wiele lat grania. Uważam, że właśnie ten tercet powinien stanowić najbliższą przyszłości polskiej piłki. Mam nadzieję, że dzięki nim oraz innym utalentowanym nastolatkom już za kilka lub kilkanaście lat będziemy w czołówce europejskiej piłki.

Karol Rudnicki