Dakarowych przygód Sebastiana ciąg dalszy

2016-01-08 08:34:33(ost. akt: 2016-01-08 08:36:58)
Sebastian Rozwadowski (z prawej)

Sebastian Rozwadowski (z prawej)

Autor zdjęcia: mat. prasowe

Jak informowaliśmy, Benediktas Vanagas i jego olsztyński pilot Sebastian Rozwadowski ukończyli 4. etap Rajdu Dakar z 30. czasem. Już po wszystkim okazało się, że litewsko-polska załoga znów zmagała się na trasie z kłopotami.
Było pechowe omijanie krowy, dachowanie i jazda w... goglach, bo bez przedniej szyby. Była awaria wycieraczki i jazda w ulewnym deszczu z ręcznym sterowaniem, czyli linką przywiązaną do tej zepsutej wycieraczki i ciąganą przez ok. 200 km przez pilota z Olsztyna! A dopiero po zakończeniu środowego, czwartego etapu — na którym Benediktas Vanagas i Sebastian Rozwadowski uzyskali swój najlepszy dotychczas wynik w tegorocznym Dakarze (30. miejsce) — okazało się, że i tego dnia ekipa General Financing–Autopaslauga by Pitlane nie uniknęła przygód na trasie. Ale oddajmy głos reprezentantowi Automobilklubu Warmińskiego.


— Wczorajszy odcinek był dość długi i nieprzyjemny — relacjonował z dojazdówki na czwartkowy etap Sebastian Rozwadowski (na jednym ze społecznościowych portali). — Myślę, że przez około 150 km jechaliśmy po głównej, szutrowej drodze z maksymalną prędkością 165 km/h i co jakiś czas zdarzały się tzw. one lub double caution compresions, czyli nieprzyjemne dobicia. Do tego doszło dużo jazdy w kurzu, bo znów wyprzedzaliśmy wiele pojazdów, zwłaszcza motocykli i quadów. Niestety, jakieś 150 km przed metą straciliśmy wspomaganie kierownicy. Ben jakimiś nadludzkimi siłami doprowadził Toyotę w jednym kawałku do mety, co oczywiście spowodowało duże straty czasowe. Po mecie był tak wyczerpany na dojazdówce, że musieliśmy we dwóch kręcić kierownicą i ledwo dawaliśmy radę. Dlatego szacun dla niego, że dał radę sam na odcinku i to przez 150 km. Motywacja czyni cuda! Dodam tylko, że wczorajszy etap był pierwszym dniem maratonu, czyli jazdy bez serwisu pomiędzy odcinkami. Dzisiaj rano na dojazdówce do odcinka sami wymieniliśmy uszkodzoną pompę (na szczęście, mieliśmy zapasową w samochodzie) i wspomaganie wróciło. Pojawił się natomiast duży problem z przednim dyferencjałem. Tego nie jesteśmy w stanie naprawić i jedziemy na start. Pewnie będzie spóźnienie, bo naprawa wspomagania zajęła nam około godzinę. Przed nami jeszcze 120 km do startu, a drogi jeszcze na jakieś 1,15 godz. Mamy limitowaną prędkość do 120 km/h, więc trzymajcie za nas kciuki… Aha, moje przygotowania do dużych wysokości przyniosły efekt, bo na wczorajszym odcinku osiągnęliśmy 4200 m n.p.m., a ja w ogóle tego nie odczułem — zakończył te bezpośrednią relację z trasy Dakaru Sebastian Rozwadowski, który na oficjalnej stronie argentyńsko-boliwijskiej imprezy figuruje w wynikach po prostu jako... Sebastian.

Wczorajszy, 5. etap (327 km odcinka specjalnego z wyjazdem na wysokość aż 4600 m n.p.m.!) zakończył się już po zamknięciu tego wydania gazety. Litewsko-polska załoga zajmowała przed tym etapem 38. miejsce w klasyfikacji generalnej.

pes

Komentarze (1) pokaż wszystkie komentarze w serwisie

Komentarze dostępne tylko dla zalogowanych użytkowników. Zaloguj się.

Zacznij od: najciekawszych najstarszych najnowszych

Zaloguj się lub wejdź przez FB

  1. Irek Ciapciak #1902713 | 81.190.*.* 9 sty 2016 16:58

    Brawo, Sebastian! Sząbruk pozdrawia swojego ziomka.

    Ocena komentarza: warty uwagi (1) odpowiedz na ten komentarz