Górski biwak mam w... piwnicy

2015-12-17 15:30:29(ost. akt: 2015-12-17 09:39:56)
Rafał Sonik (z lewej), zwycięzca Rajdu Dakar 2015 w kategorii quadów, oraz Sebastian Rozwadowski razem trenowali na pustyni.

Rafał Sonik (z lewej), zwycięzca Rajdu Dakar 2015 w kategorii quadów, oraz Sebastian Rozwadowski razem trenowali na pustyni.

Autor zdjęcia: Archiwum teamu

Przygotowuję moje ciało i moje czerwone krwinki do tego, co mnie czeka na wysokości ponad 4000 m n.p.m. w Boliwii — mówi Sebastian Rozwadowski, który za niewiele ponad dwa tygodnie ruszy na swój debiutancki Rajd Dakar.
— Jak wrażenia po Rajdzie Barbórka?
— To dobre pytanie. Bo o ile z samej jazdy jesteśmy z Wojtkiem (załoga Chuchała/Rozwadowski to zeszłoroczni rajdowi mistrzowie Polski — red.) bardzo zadowoleni, to już z końcowego wyniku na pewno mniej. Przez połowę rajdu prowadziliśmy, później spadliśmy za Kajetanowicza, który jak wiadomo jest w tym roku w doskonałej formie, został mistrzem Europy, a na Barbórce dysponował najnowszym sprzętem ze stajni Forda. Czyli fiestą R5++, przy czym jeden plus, bo auto z dużą zwężką, a drugi, bo z silnikiem dwulitrowym. Jednym słowem: absolutnie najnowsza technologia z fabryki Forda. No a my jechaliśmy subaru imprezą 22B, rok produkcji... 1999 (uśmiech). Mimo to udawało nam się utrzymać bardzo dobre tempo i koniec końców przegraliśmy cały rajd z „Kajtkiem” tylko o sześć sekund. Natomiast dwie bardzo wątpliwe kary, które na nas nałożono za rzekome potrącenie szykany — czego nawet nie można było zweryfikować — zepchnęły nas z drugiego na piąte miejsce. Tak że sama jazda była bardzo dobra, a w tych warunkach i tym samochodem wręcz rewelacyjna, ale piąte miejsce jest zdecydowanie poniżej oczekiwań.

— Mówiąc żartem, chyba powinniście startować w kategorii aut zabytkowych.
— Można by tak powiedzieć (uśmiech). Jednak nawet w tak trudnych warunkach — bo było mokro i ślisko — nawiązywaliśmy wyrównaną walkę ze wszystkimi. A często nawet ją wygrywaliśmy, co bardzo cieszy. Niestety, czasem tak bywa, że jakieś dziwne, „uznaniowe” kary wypaczają wynik i zabierają końcową radość... Pomijając jednak wynik, cały rajd był bardzo fajny, bawiliśmy się świetnie. A na Karowej postanowiliśmy — jak co roku — już nie napinać się na czas. Nie jechać bardzo ładną linią, tylko szeroko, poślizgami, robić „altoneny”. Czyli mówiąc wprost: dać dużo radości kibicom, którzy, jak zwykle bardzo licznie się pojawili na Karowej, mokli w tym deszczu i marzli. Dlatego daliśmy im coś na „rozgrzewkę”, poświęcając sportowy wynik na rzecz widowiska. I patrząc na odzew ze strony kibiców, warto było to zrobić (uśmiech).

— Cały sprzęt, czyli m.in. wasza polsko-litewska toyota hilux (Sebastian Rozwadowski pojedzie w Rajdzie Dakar 2016 jako pilot Benediktasa Vanagasa — red.), wyruszył w drogę do Argentyny jeszcze w listopadzie. Już dotarł na miejsce?
— Dopłynie około Wigilii. A my wyjeżdżam z Olsztyna 28 grudnia, najpierw jadę do Wilna, gdzie 29 grudnia mamy pożegnalną konferencję prasową i później wylatujemy już za Ocean. Ale wcześniej chciałbym zaprosić kibiców na takie przeddakarowe spotkanie ze mną i „Hołkiem”, które organizuje „mój” Automobilklub Warmiński. To będzie 22 grudnia o godz. 18 w restauracji „Zakątki Europy” w hotelu „Relaks” przy Żołnierskiej. „Hołek” ma mi wtedy przekazać symboliczne klucze do Dakaru (uśmiech). Serdecznie zapraszam kibiców, bo będzie okazja więcej porozmawiać o Dakarze...

— A na razie tylko sygnalizujemy, że dobrze pan się miewa i przygotowuje się do Rajdu Dakar.
— I to bardzo intensywnie się przygotowuję. Mam już w domu swój wymarzony namiot wysokogórski, na noc rozstawiam w nim łóżko polowe i idę spać. Przy bardzo rozrzedzonym tlenie, czyli w takich warunkach, jakie będziemy mieli w Boliwii. Tak przygotowuję moje ciało i czerwone krwinki do tego, co mnie tam czeka na wysokości ponad 4000 m n.p.m. Tylko żona nie jest tym wszystkim zbytnio zachwycona (śmiech).

— Proszę powiedzieć coś więcej o tym specjalnym namiocie.
— Dokładniej rzecz biorąc, to jest namiot tlenowy do treningu wysokogórskiego. A wygląda to tak, że do tego namiotu jest podłączony specjalny agregat, ja ustawiam sobie na nim wysokość, jaką chciałbym symulować, po czym to urządzenie pompuje do namiotu powietrze o określonej, niższej niż normalnie, zawartości tlenu. Na naszym poziomie zawartość tlenu jest na poziomie ok.20,9 proc., a na wysokości 4000 m n.p.m. już tylko ok. 12 proc. I to jest ten największy problem: że nasze organizmy nie są przystosowane do funkcjonowania przy tak niskiej zawartości tlenu w powietrzu. Ale mając taki namiot w domu, jestem w stanie przygotować się do takich warunków.

Piotr Sucharzewski