3 punkty zostają na Piłsudskiego

2009-05-13 00:00:00

Podopieczni Jerzego Budziłka wygrali przed własna publicznością z Ruchem Wysokie Mazowieckie 2:1. Wynik do samego końca był zagrożony.

OKS 1945 Olsztyn - Ruch Wysokie Mazowieckie 2:1 (2:0)

1:0 — Łukasik (16), 2:0 — Suchocki (19), 2:1— Jegliński (80)

OKS 1945: Małkowski — Podhorodecki, Kulpaka, Koprucki, Michałowski, Suchocki (81 Wróblewski), Piesio (75 Różowicz), Alancewicz, Stefanowicz (86 Frankowski), Łukasik, Lech

Olsztynianie odnieśli ważne zwycięstwo po bardzo dziwnym meczu. W pierwszej połowie grali przede wszystkim zawodnicy ofensywni, w drugiej mnóstwo roboty miała cała defensywa pod kierunkiem Piotra Kulpaki i Zbigniew Małkowski w bramce.

— Mam żal do zespołu, za to że do przerwy pozwolił przeciwnikowi grać i strzelić dwa gole — mówił po meczu trener gości Piotr Zajączkowski. — W tym meczu decydował wiatr. My go do przerwy nie wykorzystaliśmy należycie, a po przerwie przeciwnik przycisnął, za głęboko się cofnęliśmy i mieliśmy kłopoty — podsumował trener OKS 1945 Jerzy Budziłek.

Olsztyńska drużyna nie zachowała w drugiej części stylu gry z pierwszej, za co omal nie została ukarana kolejną tej wiosny stratą punktów. — Za mało mnie jeszcze koledzy słuchają — narzekał środkowy obrońca OKS Piotr Kulpaka, który wyjaśnił co trzeba było zrobić. — Krzyczeliśmy chłopakom z Arkiem Kopruckim, żeby się przesunęli wyżej, w kierunku bramki przeciwnika, ale nie słuchali. W pierwszej połowie, przez pierwsze pół godziny meczu, olsztynianie grali momentami dobry futbol, z którego zrodziły się dwa gole. Przy obu asystował Grzegorz Lech, najpierw obsługując prostopadłym podaniem Pawła Łukasika, a potem odnajdując w tłoku Łukasza Suchockiego. Ten pierwszy uderzył bez przyjęcia w tzw. długi róg. Więcej roboty miał "Suchy", bo najpierw uwolnił się od obrońcy, a potem technicznym strzałem posłał piłkę między nogami Grzegorza Sandomierskiego.

W końcówce pierwszej części trochę pracy miał Zbigniew Małkowski. To jednak było nic wobec nawałnicy ze strony gości jaka nastąpiła po zmianie stron. Seriami wykonywali rzutu rożne i wolne.

W ostatnich dziesięciu minutach olsztynianie bronili się na swojej połowie. Najpierw stracili gola po strzale głową Łukasza Jeglińskiego, potem ten sam piłkarz, były gracz Stomilu, posłał piekielnie mocną bombę z dystansu, po której piłka zatrzymała się na słupku olsztyńskiej bramki. OKS dwa razy wyprowadził bardzo groźne kontry, ale wprowadzony na zmianę Mateusz Różowicz kompletnie nie miał wczoraj wyczucia tempa i dwa razy nie dograł w idealnej sytuacji na wolne pole do Łukasika.

Zbigniew Szymula
Uwaga! To jest archiwalny artykuł. Może zawierać niaktualne informacje.