Otwarty na znajomości

2015-08-21 07:59:43(ost. akt: 2015-08-21 08:05:09)
Karol Zalewski marzy o udanym olimpijskim starcie w Rio

Karol Zalewski marzy o udanym olimpijskim starcie w Rio

Autor zdjęcia: pzla.pl

Mam nadzieję, że szczyt formy wystrzeli w przyszłym tygodniu —mówi 22-letni Karol Zalewski z AZS UWM. Mistrz Polski i młodzieżowy mistrz Europy wystartuje w MŚ w Pekinie.
— Zdaje się, że złapałem pana już na Dalekim Wschodzie?
— Zgadza się: właśnie przemieszczam się z Tokio do Pekinu (rozmowę przeprowadzono z wtorku na środę polskiego czasu — red.). Jestem na lotnisku i tak się składa, że mam trochę luźniejsze trzy godziny (uśmiech).

— No i jak wrażenia po obozie aklimatyzacyjnym?
— Trzeba zacząć od tego, że — niestety — musiałem polecieć do Japonii bez trenera Ludwichowskiego, choć wstępne założenia były całkiem inne (mowa o szkoleniowcu AZS UWM Olsztyn Zbigniewie Ludwichowskim — red.). A to było dla mnie dużym wyzwaniem, ponieważ nikt nie zna mnie tak dobrze, jak mój trener, który przez cały rok ma na mnie oko...

— A trener został w domu, bo...
— ...bo Polski Związek Lekkiej Atletyki podjął taką decyzję. Nie wiem, czym to było podyktowane.

— Jak pan ocenia pobyt w Japonii?
— Dobrze. Mieszkaliśmy w Yamagacie, godzinę drogi samolotem od Tokio, na wysokości 1000 m n.p.m., mając zapewnione dobre warunki treningowe i mieszkaniowe. Trochę się obawiałem o azjatyckie jedzenie, ale Japończycy byli świetnie przygotowani i ugościli nas na najwyższym poziomie. Zresztą ich wysoka kultura osobista to rzecz chyba niespotykana nigdzie indziej na świecie. Sam obóz przebiegł bardzo pomyślnie — w ciągu sześciu dni wykonałem tam jeden pełen cykl treningowy, czyli treningi: siłowy, szybkościowy, tempowy i wytrzymałościowy. A jedyna sprawa, do której można by się przyczepić, była od nas niezależna. Chodzi o pogodę, która swoją zmiennością płatała trochę figle, bo dosłownie w ciągu 20 minut z nieba raz padały promienie słońca, a raz krople deszczu. Ni z tego, ni z owego nad stadion nadciągały gęste chmury i widoczność była bardzo ograniczona.

— Mistrzostwa świata zaczynają się w sobotę, a do wtorkowych eliminacji "pana" biegu na 200 metrów zostało już niewiele czasu. Chyba przez te kilka dni niewiele można już poprawić...
— Nic już nie można poprawić, teraz chodzi tylko o utrzymanie dyspozycji.

— Oby. A nie bawiąc się w dyplomację: co by pan chciał osiągnąć w MŚ?
— Ja swój główny cel na ten rok mam już za sobą. Obroniłem tytuł młodzieżowego mistrza Europy, choć — niestety — nie udało mi się w Tallinnie poprawić rekordu życiowego (20,41 z 2013 r. — red.). W Pekinie bieganie na poziomie poniżej 20,40 byłoby dla mnie bardzo satysfakcjonujące.

— Jest pan też zgłoszony do szerokiego składu sztafety 4x400 m. Z szansami na start?
— Tak, będę brany pod uwagę w sztafecie, ale — jak to zwykle bywa na takich imprezach — skład czwórki będzie znany pewnie dopiero w dniu startu (eliminacje 29 sierpnia, finał 30 sierpnia — red.)

— Czyli niewykluczone, że sztafeta w połowie będzie warmińsko-mazurska (do Pekinu poleciał też brązowy medalista mistrzostw kraju na 400 m Kacper Kozłowski z AZS UWM — red.).
— Może tak być (uśmiech). To by była fajna promocja naszego miasta.

— Mistrzostwa świata mają swoją wagę, ale impreza życia czeka pana chyba jednak dopiero za rok...
— Nowy rok, nowe przygotowania, być może nowy dla mnie dystans... Trener chce mnie przygotować do regularnego biegania na 400 m, tak regularnego, jak to się dzieje w tym roku z dystansem 200 metrów.