Bukowiecki: z presją nie będzie problemów!

2015-08-19 08:43:49(ost. akt: 2015-08-19 08:48:18)
W tym roku Konrad Bukowiecki wywalczył złoty medal mistrzostw Europy juniorów

W tym roku Konrad Bukowiecki wywalczył złoty medal mistrzostw Europy juniorów

Autor zdjęcia: Fot. pzla.pl

Moim głównym celem w tym roku był złoty medal mistrzostw Europy juniorów i ten cel już wypełniłem — mówi 18-letni Konrad Bukowiecki, najmłodszy kulomiot w historii, który wystartuje w mistrzostwach świata seniorów.
— Posypały się gratulacje po nominacji na mistrzostwa świata w Pekinie?
— I to nawet sporo (uśmiech). Przyznaję: to bardzo miła sprawa.

— Dowiedział się pan o tym tak jak wszyscy, czy miał pan jakieś wcześniejsze przecieki?
— Były pewne przesłanki świadczące o tym, że zostałem powołany, ale ja wolałem poczekać na oficjalny komunikat PZLA (Polskiego Związku Lekkiej Atletyki — red.). I nawet jak zobaczyłem swoje nazwisko w kadrze na Pekin trochę wcześniej na stronie TVP Sport, to i tak dmuchałem na zimne. Czekałem aż ta informacja pojawi się też na stronie związku...

— Pogoń za minimum na MŚ (20,45 — red.), mimo że nieuwieńczona powodzeniem (20,38 i 20,42 w najlepszych letnich startach — red.), jednak zakończyła się dobrze.
— Powiem tak: do tej pogoni za minimum trochę inaczej trzeba podchodzić. Bo – według mnie – ja te oczekiwania spełniłem już w marcu podczas halowych mistrzostw Europy w Pradze (dwukrotnie 20,46 — red.). W niemal wszystkich krajach jest tak, że minimum ustalone przez IAAF (międzynarodowe władze lekkiej atletyki — red.) na cały sezon jest równoznaczne z minimum krajowej federacji. Niestety, u nas tak nie jest, więc musiałem po Pradze pchnąć 20,45 także latem, bo takie kryterium ustalił PZLA... Podam prosty przykład: Czech Tomas Stanek od początku sezonu wiedział, że jedzie na MŚ, bo "zrobił" to minimum w hali. Dlatego nie musiał się przygotowywać do konkretnych startów "po drodze", tylko mógł robić ciężką robotę ściśle pod Pekin. No i myślę, że będzie bardzo dobrze przygotowany na te mistrzostwa... Sytuacja moja i Kuby Szyszkowskiego, który ostatecznie nie dostał powołania, była zupełnie inna, dlatego teraz myślę, że to może odbić się jakoś na tym starcie w Pekinie. Ale teraz już nic nie zrobimy. Trzeba się przygotowywać do tego Pekinu i... Co ja mówię "przygotowywać": czas na przygotowania już był, więc teraz trzeba już tylko tam pojechać i jak najlepiej wystartować.

— Siłą rzeczy, miał pan w ostatnich tygodniach naprawdę dużo startów, więc może pan czuć już w kościach ten sezon. A tu najważniejsza impreza jeszcze przed panem...
— Z tą najważniejszą imprezą jest troszkę inaczej, bo dla mnie głównym celem w tym roku był złoty medal mistrzostw Europy juniorów w Eskilstunie. I ten cel już wypełniłem. Moim drugim celem był wyjazd na mistrzostwa w Pekinie i to też udało mi się osiągnąć. A co będzie na mistrzostwach świata, to zobaczymy... A wracając do pytania: faktycznie, tych startów było sporo, co było spowodowane tą całą niepewnością. Gdybym wcześniej wiedział, że jadę do Pekinu, to startów "pośrednich" byłoby o wiele mniej. Choć z drugiej strony, mój tata zawsze powtarza, że nawet najgorszy start jest lepszy niż najlepszy trening (uśmiech), więc można o tym myśleć także w ten sposób.

— Jak pan się czuje fizycznie?
— Coraz lepiej, chociaż pierwszy raz jestem w takiej sytuacji, że przed dużą międzynarodową imprezą nie pojechałem na żaden obóz, tylko siedzę w domu. Jednak robię sobie w Szczytnie taki mini obóz, bo trenuję dwa razy dziennie. Tak że czuję się jak na zgrupowaniu, z tym że śpię w swoim łóżku (uśmiech). Generalnie czuję się całkiem dobrze i mam nadzieję, że już niedługo będę się czuł jeszcze lepiej (eliminacje i finał kuli w Pekinie odbędą się 23 sierpnia – red.).

— Na kiedy zaplanowano wylot do Chin?
— Ja lecę dwudziestego, choć miałem możliwość polecieć trochę wcześniej, na taki obóz aklimatyzacyjny w Japonii, ale nie skorzystałem z tego. No bo raz, że były jakieś problemy z samym przelotem — jak to przy załatwianiu wszystkiego na ostatnią chwilę, a dwa, że jednak wolę chyba potrenować ze swoim trenerem niż z panem Olszewskim (klubowym szkoleniowcem Konrada jest jego tata, Ireneusz Bukowiecki — red.).

— Czyli tato do Pekinu z panem nie leci?
— Nie, będzie mnie oglądał w telewizji. Zazwyczaj jest tak, że na taką imprezę leci trener lepszego zawodnika, a Tomek Majewski jest bezapelacyjnie lepszy ode mnie, więc tu nie ma o czym mówić (dwukrotnego mistrza olimpijskiego prowadzi właśnie Henryk Olszewski — red.).

— Czego pan oczekuje po tej imprezie? Znając pana waleczność, samym udziałem w mistrzostwach świata raczej się pan nie zadowoli.
— Nie nastawiam się na żadne konkretne miejsce, bo po prostu wiem, że ciężko będzie wejść do finałowej ósemki czy nawet dwunastki. Jadę tam z 27. wynikiem, tak że każde miejsce powyżej tego będzie satysfakcjonujące. A gdybym się otarł o rekord życiowy, czyli de facto o rekord świata juniorów (20,43 Niemca Davida Storla z 2009 — red.) — bo wiem, że mnie na to stać — to już w ogóle byłbym bardzo szczęśliwy (uśmiech). Tym bardziej że taki wynik, jaki mnie interesuje, czyli w granicach dwudziestu i pół metra, praktycznie na każdych mistrzostwach świata czy Europy daje miejsce w finałowej dwunastce. A zwykle nawet w ósemce.

— Jak przytoczył na pana oficjalnym profilu facebookowym pana brat, dwa lata temu awans do szerokiego finału MŚ dał już wynik 19,76, a do wąskiego — 20,39...
— Faktycznie, w Moskwie był wtedy trochę słabszy poziom, ale zobaczymy, jak to będzie teraz. Na szczęście listy rankingowe praktycznie nigdy nie odzwierciedlają tego, co się później dzieje w konkursie. Daleko nie szukając: na halowe ME w Pradze jechałem chyba z 16. czy 17. wynikiem, a byłem tam piąty w eliminacjach i szósty w samym konkursie.

— Ma pan sezon jak z bajki: Praga, "złota" Eskilstuna, a teraz jeszcze Pekin. To najlepszy rok w pana karierze?
Całość wywiadu w środowej "Gazecie Olsztyńskiej" lub na stronie kupgazete.pl

Piotr Sucharzewski

Źródło: Gazeta Olsztyńska