Rozmowa z Jonatanem Strausem, piłkarzem Jagiellonii Białystok

2015-06-22 09:18:35(ost. akt: 2015-06-22 09:12:56)
Jonatan Straus ze swoim pierwszym medalem mistrzostw Polski.

Jonatan Straus ze swoim pierwszym medalem mistrzostw Polski.

Autor zdjęcia: jagiellonia.pl

— W wieku 13 lat wyjechałem z Nowego Miasta Lubawskiego, najpierw do Olsztyna, a potem do Białegostoku. To były ciężkie czasy, zarówno od strony psychicznej, jak i finansowej. Ale, jak to mówią, sukces rodzi się bólach — mówi 21-letni Jonatan Straus, który niedawno zdobył z Jagiellonią Białystok brązowy medal mistrzostw Polski.
— Mówi się, że sukces najlepiej smakuje z pewnej perspektywy. Dotarło już do ciebie, co zrobiliście?
— Fakt, coś w tym jest... Mamy historyczny, brązowy medal dla Jagiellonii, a sezon tym bardziej się dla nas miło skończył, że w decydującym meczu z Lechią Gdańsk na 12 minut przed końcem przegrywaliśmy 0:2, a skończyło się na 4:2 dla nas. Ale zawsze jest jakieś "ale" — my skończyliśmy rozgrywki z punktem straty do Legii i dwoma do Lecha, a przez złe decyzje sędziowskie straciliśmy w sezonie, jak nam policzono, coś koło 11 punktów. Więc wiemy, co nam przeszło koło nosa.

— Swego czasu powiedziałeś na jednym z portali, że o karierze nie możesz jeszcze mówić, bo najpierw musiałbyś ją zacząć. Zacząłeś?
— Szczerze? Na razie gram w Jagiellonii i chcę się jak najlepiej rozwijać, a karierę to robią goście, którzy występują w Bundeslidze czy Premier League. Czyli tam, gdzie jest jeszcze większa jakość i jeszcze większe widowisko piłkarskie. Poza tym o karierze to będę mógł mówić, jak skończę kopać piłkę i przemyślę sobie, gdzie grałem i co zrobiłem.

— W tym sezonie zagrałeś kilkanaście ważnych meczów, ale najistotniejsze było to, że w końcówce zaliczyłeś dziewięć meczów od "dechy do dechy". W rundzie finałowej byłeś bardzo ważnym ogniwem zespołu.
— To był dla nas wszystkich bardzo udany okres, przegraliśmy w tym czasie tylko raz, na Legii w Warszawie po bardzo kontrowersyjnym karnym z 98. minuty. A poza tym w rundzie finałowej zremisowaliśmy ze Śląskiem i pięć innych meczów wygraliśmy. Ja się bardzo cieszę, że brałem w tym udział i że trener Michał Probierz mi zaufał. On zresztą ma do nas wyjątkowe podejście — mnie mobilizował zawsze, nawet gdy mi nie szło, powtarzał, żebym wierzył w siebie, bo muszę zaraz wrócić do młodzieżowej reprezentacji Polski.

— A nie brakowało trudnych momentów: zaczynałeś przecież w drugim zespole i jeździłeś na mecze z Korszami czy Olsztynkiem. Jaka jest różnica między grą w Ekstraklasie i w III lidze?
— Na pewno spora, a w moim przekonaniu głównie chodzi o presję. Nie ujmuję tu umiejętności chłopakom z niższych lig, bo to nie o to chodzi, ale inaczej się gra przy 20 tysiącach kibiców niż przy stu, inaczej gdy mecz jest nagrywany i transmitowany. Ale trzeba sobie jasno powiedzieć: jeśli marzysz o czymś wielkim w piłce, musisz sobie radzić z taka presją. I tyle.

— Co zapamiętasz z tego meczu na Legii, kiedy sędzia najpierw nie podyktował karnego dla was, a potem zarządził jedenastkę dla legionistów?
— (długa cisza). Niewykorzystaną sytuację z końcówki meczu, kiedy Rafał Grzyb nie trafił w dobrej sytuacji. Bo gdyby to strzelił (uderzył z kilku metrów w idealnej pozycji i piłka trafiła w słupek — red.), to by późniejsze złe decyzje, przy naszej bardzo dobrej grze i znakomitej postawie Bartka Drągowskiego, nie miały znaczenia. I zagralibyśmy na nosie wielu ludziom w tym kraju.

— Po meczu niektórzy z twoich kolegów nie wytrzymali nerwowo, pokazując kibicom na stadionie różne gesty czy kopiąc w drodze do szatni co popadnie. Ty szedłeś po prostu z opuszczoną głową...
— Szedłem, szedłem, ale i tak niepotrzebnie rzuciłem pod nosem jakiś tekst o tym, po co się męczyć przez cały rok... Teraz na chłodno łatwiej o tym mówić, ale wtedy... W 98. min jakaś niewidzialna siła zniszczyła nasze ambicje o mistrzostwie Polski. Mimo to cieszę się, że w tak młodym wieku zapisałem się w historii Jagiellonii. I jestem z tego dumny.

— Czekacie z niecierpliwością na poniedziałkowe losowanie eliminacji Ligi Europy (rozmowa z niedzieli — red.)?
— Oby tylko nie czekał nas jakiś abstrakcyjny wyjazd i długie loty. I nie dlatego, że boimy się jakiegoś rywala, ale to by nam mogło rozbić całe przygotowania do sezonu. Powiem tak: mamy znakomity stadion, świetnych kibiców i trenera, który kilka lat temu przeżył z Jagiellonią przygodę w Lidze Europy i na pewno wyciągnął wnioski z porażki z Irtyszem Pawłodar. Dostaniemy z naszego sztabu wszystkie potrzebne informacje i będziemy przygotowani do tych konfrontacji.

— Pochodzisz z Nowego Miasta Lubawskiego, chodziłeś do klasy sportowej w Olsztynie. Myślisz o tym, że na dziś jesteś najważniejszym reprezentantem Warmii i Mazur w Ekstraklasie?
— Na boisku nie, ale często boleję nad tym, że nie mamy w naszym regionie Ekstraklasy. I dlatego tacy chłopcy jak ja, czy choćby Dominik Kun z Pogoni Szczecin, z którym dwa lata mieszkałem w Olsztynie w internacie, muszą wyjeżdżać z domu i szukać szczęścia gdzie indziej. Ja zaczynałem w Drwęcy, potem poszedłem do gimnazjum do Olsztyna i grałem w Warmii, było mi często bardzo ciężko, bo długimi miesiącami nie miałem kontaktu z domem. Ale wytrwałem i gdy pojawiła się propozycja z Jagiellonii, to poszedłem dalej w świat. Także dlatego, że dostałem wreszcie jakieś drobne pieniądze, mogłem odciążyć rodziców i zacząć już tak na maksa dbać o siebie.

— Jak myślisz, dlaczego tobie się udało, a wielu innym kolegom z klasy już nie?
— Przede wszystkim dlatego, że ja w wieku 13 lat wyjechałem z domu. Najpierw do Olsztyna, a potem do Białegostoku. To były naprawdę ciężkie czasy, zarówno od strony psychicznej, jak finansowej. Ale, jak to mówią: sukces rodzi się bólach. Wytrwałem i to mnie cieszy. Poza tym jakoś tak szybko zrozumiałem, że muszę dbać o siebie. Śniadanie Jonka to było musli, jogurt, trochę miodu, banany i rodzynki. Koledzy z gimnazjum się trochę ze mnie podśmiewali, ale ja wiedziałem, że jak mam dwa treningi dziennie, to organizm musi skądś czerpać na to energię, no, a z czego, jak nie z jedzenia? Poza tym wychowywałem się w trudnej dzielnicy, mój tata zawsze był surowy, powtarzał, że jak wyczuje ode mnie papierosy czy jeszcze coś gorszego, to wyrzuci z domu. Trzymał mnie krótko i dziś mu za to dziękuję.

— Póki co, jesteś regularnie powoływany do młodzieżowej reprezentacji Polski, ale w seniorskiej kadrze też jest posucha na lewej obronie... Co o tym myślisz?
— To prawda, akurat na tej pozycji tłok jest mniejszy niż na innych. Nie ma zbyt wielu ludzi z dobrą lewą nogą i ja mam nad innymi tę drobną przewagę. I to, w kontekście poprzednich pytań, też był mój atut. A jeśli chodzi o kadrę, to tu sprawa jest prosta: jak będę dobrze grał w lidze czy w Lidze Europy — na tyle dobrze, że będzie to wyraźnie widać — to wszystko jest możliwe. Trener Adam Nawałka czy to powołując Karola Linettego czy teraz Tomka Kędziorę z Lecha Poznań, już nieraz udowodnił, że nie kieruje się wiekiem zawodników. Tak więc, kto wie...

Zbigniew Szymula

Komentarze (1) pokaż wszystkie komentarze w serwisie

Komentarze dostępne tylko dla zalogowanych użytkowników. Zaloguj się.

Zacznij od: najciekawszych najstarszych najnowszych

Zaloguj się lub wejdź przez FB

  1. jank #1759950 | 46.186.*.* 22 cze 2015 09:32

    Kiedyś Jurkowski czy Chańko stanowili o sile Stomilu w ekstraklasie a Jagiellonia grywała gdzieś po trzecich ligach a teraz sytuacja się odwróciła, to pokazuje tylko, że gdy są ludzie, którym zależy na piłce to można stworzyć drużynę na miarę podium ekstraklasy. Może i jest jakaś nadzieja dla Stomilu, ale teraz wydaje się, że raczej nic z tego nie będzie...

    Ocena komentarza: warty uwagi (2) odpowiedz na ten komentarz