Jesienny kapitał dał nam spokój. Rozmowa z trenerem Jabłońskim

2015-06-15 10:55:24(ost. akt: 2015-06-15 10:59:32)
- Nie wolno nam wykonać ani jednego pochopnego ruchu - mówi, myśląc już o kolejnym sezonie, trener Mirosław Jabłoński (z prawej).

- Nie wolno nam wykonać ani jednego pochopnego ruchu - mówi, myśląc już o kolejnym sezonie, trener Mirosław Jabłoński (z prawej).

Autor zdjęcia: Grzegorz Czykwin

— Najbardziej cieszą mnie punkty i to, że miałem do dyspozycji bardzo ambitną i mądrą grupę ludzi. Bo umówmy się: w wielu innych środowiskach takie zawirowania, przez jakie przechodził ten klub, mogłyby się źle skończyć — mówi po sezonie 2014/2015 trener I-ligowego Stomilu Olsztyn, Mirosław Jabłoński.
— W mediach i wśród kibiców panuje przekonanie, że to był szalony sezon w wykonaniu Stomilu. Jak pan to ocenia?
— Ja uważam, że — wbrew pozorom — to był spokojny sezon. Dlaczego? Po prostu zrobiliśmy sobie jesienią dobrą pozycję wyjściową, na tyle dobrą, że pozwoliła nam ona przystąpić do wiosny ze spokojem. Rozgrywki w drugiej rundzie rządzą się swoimi prawami, ale nas te prawa nie dotyczyły. Bo mieliśmy ten komfort, że nawet — nazwijmy to — w mało komfortowej sytuacji klubu mogliśmy grać spokojniej. Jedyna sprawa, jakiej najbardziej wiosną żałuję, jest taka, że przez zawirowania w klubie nie mogliśmy zimą poszukać zawodników, którzy mogliby do nas przyjść i być gotowi na kolejny sezon. Mieliśmy na oku dobrych zawodników, którym na przykład zimą kończyły się kontrakty z innymi klubami, ale nie mieliśmy żadnych argumentów, żeby z nimi konkretnie rozmawiać. A jak były jakieś wstępne rozmowy, to często słyszeliśmy: "Przyszedłbym do Stomilu, ale tam przecież nie ma żadnych warunków do treningu i rozwoju".

— Skoro już na wstępie pojawiła się ta lekko wstydliwa sprawa, więc miejmy to za sobą: zetknął się pan kiedyś z tak kiepską infrastrukturą i bazą treningową?
— Powiem szczerze, że nigdy. I możemy sobie to jasno powiedzieć: na takim poziomie czegoś takiego się już nigdzie nie spotyka. Ale żeby nie było tak, że narzekam, i że nikt i nic nie chce zrobić — i za poprzedniego prezesa Roberta Kiłdanowicza, i teraz te sprawy są często podnoszone. No i ta współpraca w tym zakresie, żebyśmy jednak gdzieś mogli trenować, istnieje. Tak że ja jako trener czuję wsparcie, ale warunki są wciąż, jakie są.

— Pomówmy o sprawach sportowych. Co pana najbardziej ucieszyło w tym sezonie?
— Na pewno wynik końcowy i te punkty. I to, że miałem do dyspozycji bardzo ambitną i mądrą grupę ludzi, bo — umówmy się — w wielu innych środowiskach takie zawirowania, przez jakie przechodził ten klub w tym sezonie, mogłyby się źle dla zespołu skończyć. A tu udawało się odsunąć na bok te wszystkie złe sprawy i jak drużyna wychodziła na boisko, to zasuwała. Były duże zaległości, graliśmy bez premii, ale piłkarze dawali radę. I za to należy im się szacunek. Pewnie, czasami mogliśmy grać lepiej. Ale dla przykładu: jak przeszliśmy na boisko w Ostródzie, to od razu było widać, że rywale grają szybką piłkę, a my musimy sobie ją za każdym razem "poprawiać" na kilka razy. Ale oni trenują na "stołach" codziennie, podczas gdy my pracujemy w innych warunkach i głowy piłkarzy już się do tego przyzwyczaiły.

— Stomil w tym sezonie zagrał 11 meczów "na zero" z tyłu. Czy ten dobry wynik to jest pochodna planu czy tak się złożyło?
— To było celowe działanie, zresztą te 30 punktów, jakie ugraliśmy jesienią, nie wzięło się z przypadku. Od samego początku, jeszcze zanim przyszedłem do Olsztyna, wiedziałem, że musimy zacząć od budowy silnej defensywy. Stąd pozyskanie takich piłkarzy, jak Witalij Berezowski, Tomek Wełnicki czy Tomek Wełna. Musieliśmy podnieść jakość gry w tej formacji i ją podnieśliśmy.

— Tak na dobrą sprawę, niemal wszystkie transfery, jakich dokonaliście przed sezonem, wypaliły. Jak to możliwe?
— Może nie było tak super, jak pan mówi, ale na pewno ocena tych ruchów generalnie wypada korzystnie. Choć na przykład Łukasz Jamróz na początku złapał kontuzję, a potem miał kłopot z przebiciem się do składu, a do zespołu nie wpasował się także Naoya Shibamura. Pozostali, czyli Irakli Meschia, Roman Maczułenko i Wołodymyr Kowal, byli sprowadzani do nas na konkretne pozycje i w konkretnym celu, a na dokładkę byli przeze mnie wcześniej wielokrotnie obserwowani na żywo. No, może poza Igorem Skobą, który przyszedł później w trybie awaryjnym i też jakoś trochę się u nas męczył.

— Stomil świetnie wypadł w klasyfikacji spotkań wyjazdowych zdobywając na obcych boiskach aż 25 punktów. To dużo mówi o zespole.
— W początkowej fazie zdecydowanie ustawialiśmy zespół pod kątem dobrej gry w defensywie i szukaliśmy prostszych rozwiązań z przodu. Ale to nie było tak, że nic nie próbowaliśmy zmieniać: na zajęciach bardzo często ustawialiśmy ćwiczenia na utrzymanie się przy piłce — czy to przez rozegranie piłki w trójkątach czy czworokątach. Ale to, niestety, nie przełożyło się na warunki meczowe i musi być jakaś tego przyczyna. Być może chodzi o warunki, w jakich pracowaliśmy, i wykonawców, a być może po prostu piłkarze mają już takie nawyki, z którymi bardzo ciężko walczyć.

— W przerwie zimowej w mediach, ale także z ust samych piłkarzy i byłego prezesa Roberta Kiłdanowicza padały słowa o tym, że wiosną Stomil przy kilku wzmocnieniach i zastrzyku finansowym mógłby się zdecydować na atak na Ekstraklasę. Co pan dziś o tym myśli?
— Nie wiem, czy to było tylko medialne i czy takie nierealne. O naszej sytuacji najlepiej świadczyły te punkty, które jesienią wywalczyliśmy i one dawały cień szansy. I kto wie, czy przy nieco silniejszym zespole byśmy nie odbierali punktów faworytom i jak by się to potoczyło. Jedno wiem na pewno: to nie była abstrakcja. A już na pewno po takich ruchach mielibyśmy dziś o wiele silniejszy i bardziej zgrany zespół. Bylibyśmy mocni i gotowi na sezon 2015/2016... A z kolei teraz mamy taką sytuację, że jesień mieliśmy o wiele lepszą niż wiosnę, czyli — de facto — jesteśmy teraz słabsi niż kilka miesięcy temu. I znów przed kolejnym sezonem nie możemy się po zespole spodziewać fajerwerków. Bo znów trzeba będzie budować.

— A pan będzie inżynierem tej "budowy"?
— Wszystko na to wskazuje, że tak będzie. Czyli że zostaję na kolejny sezon. No, ale znów mamy sytuację, w której zespół wymaga uzupełnienia, a po decyzjach Komisji do spraw Licencji (nałożyła na Stomil zakaz zatrudniania nowych piłkarzy z zarobkami większymi niż 5 tys. złotych miesięcznie — red.) to wcale nie jest takie proste. I nie jest takie pewne, czy podołamy.

— Co jest zatem potrzebne Stomilowi na najbliższe tygodnie?
— Jeszcze więcej rozwagi, o wiele więcej niż latem zeszłego roku. Nie wolno nam wykonać ani jednego pochopnego ruchu. A wtedy będzie szansa, że uda się to poskładać...

Zbigniew Szymula

Komentarze (2) pokaż wszystkie komentarze w serwisie

Komentarze dostępne tylko dla zalogowanych użytkowników. Zaloguj się.

Zacznij od: najciekawszych najstarszych najnowszych

Zaloguj się lub wejdź przez FB

  1. neo_x #1755018 | 81.190.*.* 15 cze 2015 20:05

    Świetna robota panie trenerze. Mamy wielką nadzieję, że w tym sezonie przy tych wszystkich ograniczeniach utrzyma pan zespół w lidze, a być może coś się poprawi przez te kilka miesięcy i zaatakujemy w końcu tą ekstraklasę :)

    Ocena komentarza: warty uwagi (5) odpowiedz na ten komentarz

  2. kibic #1754745 | 88.156.*.* 15 cze 2015 13:24

    Jabluszko jest pan wielki

    Ocena komentarza: warty uwagi (11) odpowiedz na ten komentarz