Na boisku jest zdecydowanie lepiej niż na ławce

2015-04-22 09:06:57(ost. akt: 2015-04-22 09:01:17)
W tym sezonie Piotr Trafarski (przy piłce) już nie zagra. Nie jest to dobra wiadomość dla MKS Korsze.

W tym sezonie Piotr Trafarski (przy piłce) już nie zagra. Nie jest to dobra wiadomość dla MKS Korsze.

Autor zdjęcia: Grzegorz Kwakszys

— To moja najpoważniejsza kontuzja. Nie sądziłem, że w tym wieku, a mam prawie 32 lata, jeszcze mnie to spotka — mówi napastnik MKS Korsze Piotr Trafarski.
— Nie nagrał się pan w tej rundzie. W niedawnym meczu z Finishparkietem Drwęcą po starciu z bramkarzem rywali opuścił pan boisko z kontuzją, a diagnozy lekarzy nie są pomyślne.
— Będzie potrzebna rekonstrukcja więzadła krzyżowego. Jestem już po lekarskich konsultacjach, rehabilituję nogę i czekam na termin zabiegu rekonstrukcji, który ma być w maju. Na pewno nie jest dobrze. To moja najpoważniejsza kontuzja. Nie sądziłem, że w tym wieku, a mam prawie 32 lata, jeszcze mnie to spotka.

— Jak z pańskiej perspektywy wyglądało to starcie w polu karnym z bramkarzem Drwęcy?
— Myślę, że nie chciał mi zrobić krzywdy. Wszystko było bardziej dziełem przypadku. Trochę zaryzykowałem, wiedziałem, że bramkarz pójdzie agresywniej na piłkę, ale nie myślałem, że to się tak źle skończy. Bramkarz upadł całym ciężarem swojego ciała na moje kolano, no i trochę przegięło je do środka. Na początku nie sądziłem, że to będzie coś poważnego. Po zmrożeniu kolana wróciłem na boisko, pobiegałem z dziesięć minut, ale w końcu musiałem zejść.

— To starcie z bramkarzem to był faul? Sędzia nie gwizdnął...
— W mojej ocenie, i nie tylko mojej, faul był. Sędzia może uznał, że bramkarz trafił w piłkę, choć na zamieszczonym na naszej stronie internetowej zdjęciu widać, że nie mógł jej sięgnąć, a atakował moje kolano. Ale, powtórzę, nie uważam, by zrobił to specjalnie.

— Korsze bronią się przed spadkiem. Poradzą sobie bez swojego najlepszego strzelca?
— Myślę, że tak. Kluczowe będą mecze u siebie z zespołami teoretycznie w naszym zasięgu. Musimy je wygrywać. Jeśli będziemy zdobywać w nich trzy punkty, to powinniśmy się spokojnie utrzymać. Na pewno będę trzymał za nich kciuki.

— Ten rok w ogóle jest pechowy dla drużyny z Korsz. Najpierw perturbacje z posadą trenera, nowy szkoleniowiec dołączył do klubu dopiero na początku lutego, a teraz pańska kontuzja. Jakieś fatum?
— Rzeczywiście trochę się to posypało. W dodatku kilku chłopaków wyjechało za granicę, kadra jest trochę inna niż jesienią, dlatego działacze ściągnęli trzech zawodników z zewnątrz, dwóch z Olsztyna i jednego z Kętrzyna, chociaż do tej pory w Korszach grali wyłącznie wychowankowie klubu. Mimo tego nasza kadra liczy tylko 18 piłkarzy.

— Zawirowania z obsadą funkcji trenera bardzo odbiły się na waszych przygotowaniach?
— Trochę tak. Tak naprawdę całą zimę, w tym obóz dochodzeniowy w Korszach, przepracowaliśmy sami. Obecny trener (Zbigniew Marczuk — red.) przyszedł już po nim. Jesteśmy jednak dobrze przygotowani, bo na treningach pracowaliśmy ostro.

— Czy po kontuzji przemknęło panu przez głowę, że to może być koniec grania w piłkę?
— To była moja pierwsza myśl (uśmiech). Jeśli jednak będzie szansa, by wyleczyć nogę, to jeszcze będę chciał kilka lat pokopać piłkę.

— Lub chociaż potrenować innych?
— Nie ciągnie mnie to za bardzo. Może kiedyś... Na razie jednak wolę być na boisku niż na ławce.

Grzegorz Kwakszys