Rozmowa z Danielem Żółtakiem

2015-03-04 08:58:41(ost. akt: 2015-03-04 09:04:48)
Daniel Żółtak jest wychowankiem Warmii, ale największe sukcesy odnosił z Vive Kielce (żółta koszulka).

Daniel Żółtak jest wychowankiem Warmii, ale największe sukcesy odnosił z Vive Kielce (żółta koszulka).

Autor zdjęcia: PK

— Przez kontuzje wypadłem z obiegu, dlatego chcę zacząć z niższego poziomu. Gra w Warmii to dobry pomysł, ale wiele zależy od tego, jak będzie wyglądał budżet w przyszłym sezonie — mówi Daniel Żółtak, były zawodnik Warmii Traveland Olsztyn i reprezentant Polski, który wraca do zdrowia po kontuzji i trenuje z olsztyńskim pierwszoligowcem.
— Kiedy rozmawialiśmy w grudniu 2012 roku, był pan zawodnikiem Górnika Zabrze. Na darmo jednak szukać pańskiego nazwiska w kadrze śląskiego zespołu...
— To dawno nieaktualne. Od roku nie jestem już zawodnikiem Górnika. W maju 2013 roku podczas ćwierćfinałowego meczu mistrzostw Polski z Azotami Puławy zerwałem więzadła krzyżowe. Po operacji kolana czekała mnie długa rehabilitacja, ale leczenie się przedłużało, no i w minionym sezonie już nie zagrałem. W lutym ubiegłego roku Górnik rozwiązał kontakt. Jestem więc wolnym zawodnikiem.

— I trenuje pan z Warmią...
— W sierpniu przepracowałem z olsztyńskim zespołem okres przygotowawczy. Umówiliśmy się, że będę trenował do końca sezonu. Gdy jest słabsza frekwencja, pomagam im w wewnętrznych gierkach. Trenuję na pełnych obrotach, ale nie mam żadnych ofert. W ten weekend zaczynam w Warszawie kurs trenerski w Wyższej Szkole Trenerów, więc przez sześć miesięcy będę miał zajęte wszystkie weekendy.

— Warmia robiła jakieś podchody?
— Robiła, ale w klubie jest trudna sytuacja. W tym sezonie działacze nie mają środków finansowych na zakontraktowanie dodatkowego zawodnika.

— A w następnym?
— Zamierzam pójść w kierunku trenerki. Na początek mogę być asystentem. Oczywiście dalej chcę grać. Słowem: połączyć jedno z drugim.

— Czyli Daniel Żółtak grającym asystentem Karola Adamowicza?
— Wszystko jest możliwe.

— Bywa pan na meczach Warmii. Jaka jest różnica między I ligą i Superligą?
— Spora, bo od kilku sezonów poziom Superligi idzie w górę. Czołowe zespoły pozyskują coraz lepszych zawodników z zagranicy i przepaść się powiększa. Widać to po Nielbie Wągrowiec, która po awansie z I ligi nie zrobiła wzmocnień, no i jest pierwszym kandydatem do spadku (ekipa z Wielkopolski w 17 meczach zdobyła zaledwie dwa punkty — red.). Trzeba mieć naprawdę solidny zespół i stać mocno finansowo, żeby się w Superlidze utrzymać.

— Warmia o Superlidze na razie nie ma co marzyć...
— Uważam, że potencjał zespołu jest duży. Tacy zawodnicy jak Krawczyk, Królik, Malewski, Droździk, Jankowski czy Kopyciński mają ekstraklasowe doświadczenie. Warmia zajmuje czwarte miejsce, ale ta drużyna może ugrać coś więcej. Uważam, że trzecie lub drugie miejsce jest w zasięgu (druga lokata jest premiowana grą w barażu — red.).

— Kontuzje mocno storpedowały rozwój pańskiej kariery. Jak to wytłumaczyć?
— Tu nie ma żadnego wytłumaczenia. Jest paru piłkarzy ręcznych, którzy mieli lub mają problemy z kontuzjami. Choćby Adam Wiśniewski, który przez trzy lata nie grał, bo trzykrotnie zrywał więzadła krzyżowe. To było, gdy miał 29-32 lata, ale od działaczy Wisły Płock dostał kredyt zaufania. Wrócił do zdrowie, no i odwdzięczył się dobrą grą w klubie oraz w reprezentacji, z którą w Katarze zdobył brązowy medal (skrzydłowy Wisły w październiku skończy 35 lat — red.). Pechowcem jest też Tomek Rosiński z Vive Kielce. Miał siedem kontuzji kolana, czyli jeszcze więcej niż ja, bo miałem pięć operacji. Każdy, kto uprawia sport, jest mniej lub bardziej narażony na urazy, tyle że niektórych dopadają one częściej. Tak było w moim przypadku. Co ciekawe do 27. roku życia nie miałem poważnej kontuzji.

— Podatność na kontuzje może być przeszkodą w znalezieniu mocnego klubu.
— Przez kontuzje wypadłem z obiegu, dlatego nie porywam się na nie wiadomo co. Chcę zacząć z niższego poziomu, po takiej przerwie trzeba stawiać małe kroki. Gra w Warmii to jest dobry pomysł, ale wiele zależy od tego, jak będzie wyglądał budżet w przyszłym sezonie.

— Podobno mocno pan schudł?
— To prawda. Lecząc kontuzję w Zabrzu, dużo czasu spędzałem na siłowni, no i nie tylko nabrałem masy, ale i sporo przytyłem. Dodatkowe kilogramy obciążały kolana, więc wprowadziłem dietę i ze 115 kilogramów zjechałem na 105.

— 28 lutego skończył pan 31 lat, to chyba trochę za wcześnie na sportową emeryturę?
— Po takich przejściach można się podnieść, co pokazał Adam Wiśniewski. Jeśli jednak by się miało okazać, że mój czas jako zawodnika dobiegł końca, to będę trenerem. Chcę zostać w Olsztynie, bo tu mam mieszkanie. W planach mamy przeprowadzkę do Stawigudy — otworzyliśmy tam z żoną aptekę, no i budujemy dom.

Mieczysław Rutkiewicz