Polska drużyna skoczków narciarskich z brązowym medalem mistrzostw świata

2015-03-02 07:55:15(ost. akt: 2015-03-02 08:11:27)
Podium konkursu drużynowego w Falun, czyli od lewej: "srebrni" Austriacy, "złoci" Norwegowie" i "brązowi" Polacy

Podium konkursu drużynowego w Falun, czyli od lewej: "srebrni" Austriacy, "złoci" Norwegowie" i "brązowi" Polacy

Autor zdjęcia: Fot. falun2015.com

To, co było marzeniem, w sobotni wieczór stało się pięknym faktem: Piotr Żyła, Klemens Murańka, Jan Ziobro i Kamil Stoch wywalczyli brązowy medal mistrzostw świata! Podopieczni Łukasza Kruczka — powtarzając wyczyn z Val di Fiemme — ulegli w Falun tylko Norwegom i Austriakom.
Przed drużynowym konkursem na dużej skoczni tylko najwięksi optymiści wierzyli, że Polacy zdobędą medal. A to dlatego, że dokonania Biało-czerwonych w tym sezonie nie były — delikatnie mówiąc — zbyt imponujące. Dość powiedzieć, że konkursy drużynowe w Pucharze Świata kompletnie im nie wychodziły. Ba, Polacy dwukrotnie nie znaleźli się nawet w drugiej serii (z udziałem ośmiu ekip) pucharowych konkursów! W Falun też nie było żadnego przełomu, bo trudno za taki uznać ósme miejsce na normalnym obiekcie debiutującego w MŚ Jana Ziobry czy dziewiątą lokatę Piotra Żyły na dużej skoczni.

A jednak w sobotę Polacy skakali jak natchnieni. Do srebrnego medalu zabrakło naprawdę niewiele, ale i ten brąz też cieszy, jak mało który. Tym bardziej, że nasi skoczkowie obronili w Falun trzecie miejsce na świecie wywalczone dwa lata wcześniej w Predazzo (wtedy skakali Stoch, Żyła, Maciej Kot i Dawid Kubacki). Tamten konkurs, we włoskiej dolinie Val di Fiemme, był szalony, bo Polacy zakończyli go na czwartym miejscu, aby kwadrans później dowiedzieć się, że jednak mają historyczny medal. Wtedy poza podium "spadli" Norwegowie, którym sędziowie... źle policzyli punkty.

Konkurs w Falun też nie był spokojny, ale z innego powodu. Wiatr szybko się zmieniał, było dość niebezpiecznie na zeskoku, wszystko mogło się zdarzyć... W pięknym stylu naszą drogę do medalu rozpoczął Żyła — 123 metry, niewiele gorzej spisał się debiutujący na MŚ Murańka (120,5 m), a po przeciętnej próbie Ziobry (116 m) pierwszą serię zakończył znakomitym skokiem Stoch (129,5 m). Na półmetku rywalizacji Polacy zajmowali czwarte miejsce, tracąc do drugiej Japonii tylko 3,9 punktu, a do trzeciej Austrii — 2,6 pkt (daleko z przodu byli Norwegowie).

W finale Biało-czerwoni narzucili mocne tempo. Najpierw Żyła znów wylądował na 123. metrze, później świetnie skoczył Murańka — 20-latek z Zakopanego uzyskał aż 128 metrów i wywindował drużynę na drugie miejsce. Gdy na belce siadał Ziobro, kibice byli pełni obaw. Na szczęście, 23-latek utrzymał nerwy na wodzy i pofrunął na 125,5 metra. Polskim kibicom zrobiło się za to gorąco po skoku Manuela Poppingera. Austriak zaliczył 129,5 m, co oznaczało, że przed decydującą serią Polacy zachowali drugie miejsce, ale tylko z... 0,8 pkt przewagi nad podopiecznymi Heinza Kuttina. A że w ostatniej serii Gregor Schlierenzauer uzyskał 129 metrów, więc Stoch w walce o srebro stanął pod ścianą. Dwukrotny mistrz olimpijski z Soczi uzyskał 126,5 m i Polacy ostatecznie stracili 5,1 pkt do "srebrnych" Austriaków (broniących tytułu z 2013).

— Nie było ani jednego skoku w konkursie, o którym można byłoby powiedzieć, że był oddany w równych warunkach. To był szalony konkurs — ocenił Łukasz Kruczek. — Nareszcie z ośmiu naszych skoków siedem było "normalnych". A drugi skok Klimka był świetny. Pewnie jakby wszystko podsumować, to ten medal jest w dużej mierze jego zasługą. Który brąz smakuje lepiej? Patrząc na przebieg mistrzostw świata w Falun i oczekiwania jakie były, ten jest cenniejszy. Tak naprawdę do tych mistrzostw nie mieliśmy czwórki zawodników, która byłaby w stanie skakać na medal — dodał trener Biało-czerwonych.

Złoto wywalczyli Norwegowie, którzy byli poza zasięgiem rywali. Anders Bardal, Anders Jacobsen, Anders Fannemel i Rune Velta skakali bezbłędnie — wyprzedzili Austriaków o blisko 20 punktów. To pierwsze drużynowe złoto MŚ dla Norwegów od 22 lat. Po raz ostatni triumfowali w... Falun w 1993 r. Dodajmy, że w tym sezonie podopieczni austriackiego trenera Aleksandra Stoeckla ani razu nie stali na podium drużynowych zawodów PŚ... Niemcy, którzy byli jednymi z głównych faworytów do medalu musieli zadowolić się dopiero piątym miejscem.


Rut

Źródło: Gazeta Olsztyńska