Rozmowa z Pawłem Adamajtisem, atakującym Indykpolu AZS Olsztyn

2015-01-27 11:20:57(ost. akt: 2015-01-27 08:27:42)
Paweł Adamajtis był wyróżniającą się postacią ostatniego meczu w Uranii

Paweł Adamajtis był wyróżniającą się postacią ostatniego meczu w Uranii

Autor zdjęcia: Przemysław Getka

— Już czekamy na następne mecze, żeby pokazać tę naszą fajną grę. Która zaczyna nam się coraz lepiej zazębiać — mówi Paweł Adamajtis z Indykpolu AZS. Olsztyński atakujący został uznany za najlepszego zawodnika wygranego spotkania z ZAKSĄ (3:1 w Uranii).
— Indykpol AZS odniósł drugie zwycięstwo pod wodzą trenera Andrei Gardiniego i to drugie nad wyżej notowanym rywalem (wcześniej 3:2 z Resovią). Aż trudno uwierzyć, patrząc na cały sezon...
— Zgadza się, no, ale to cieszy, że „upolowaliśmy” drugiego przeciwnika z wyższej półki (uśmiech). Jasne, ZAKSA miała jakieś problemy ze zdrowiem i składem, tyle że my też mieliśmy przed meczem swoje kłopoty. Franek Ogurcak nie przetrenował z nami całego tygodnia, bo doznał urazu stawu skokowego. Grzesiu Szymański i Bartek Bednorz też narzekali na jakieś urazy, zresztą Grześka zabrakło w sobotę na boisku. No, i Maciek Zajder, który dalej ma coś z plecami i nie wiadomo, kiedy będzie mógł nas wspomóc na placu gry. Tak że nas też dopadły problemy zdrowotne, ale jakoś udało się to wszystko poskładać. A że jeszcze z tak dobrym skutkiem, to cieszy podwójnie.

— Niczego wam nie ujmując, tę wygraną można było sobie „wymyśleć”. W sześciu poprzednich kolejkach PlusLigi ZAKSA poniosła aż pięć porażek, przegrywając m.in. wszystkie trzy tegoroczne mecze...
— Może i tak, ale oni wyszli na to spotkanie jednak w swoim podstawowym składzie, z czym ostatnio różnie bywało. No, i to jest nadal mocny zespół, który w każdej chwili może „odpalić”. My jednak złapaliśmy ich w nieco słabszej dyspozycji i dobrze, że wykorzystaliśmy tę szansę. Te punkty bardzo nam się przydały. Jakoś tam odrabiamy to, co straciliśmy na przykład w Bielsku-Białej, gdzie nie powinniśmy złapać „zera”.

— Nie lada sztuką było w sobotę wyciągnięcie seta otwarcia z wyniku... 21:24. Z dużym pana udziałem (dwa punktowe bloki, w tym jeden pojedynczy).
— Jakoś tak się złożyło (uśmiech). Nie ma co ukrywać: całą tę końcówkę — a więc także i te nasze bloki — ułożyły nam dobre zagrywki Franka (Ogurcaka — red.), którymi odrzuciliśmy rywala od siatki. Później ZAKSA jeszcze się zebrała, ale kolejne dwie partie znów należały do nas. Głównie dzięki zagrywce, choć zagraliśmy też nieźle w ataku (50 proc. skuteczności całej drużyny — red.). Zresztą, chyba wszystkie elementy nieźle funkcjonowały i dzięki temu wygraliśmy z takim przeciwnikiem.

— Czwarty set zaczął się od stanu 0:4 i...
— I przez moment zapachniało tie-breakiem. Musieliśmy gonić wynik i w końcu dopięliśmy swego. To kolejny wielki pozytyw z pracy z trenerem Gardinim. Wcześniej bywało tak, że jak rywal „naskakiwał” na nas od początku, to jakoś tak chowaliśmy głowy w piasek i myślami byliśmy już przy następnym secie. No, i trafiły nam się takie wpadki, jak sety przegrane do dziewięciu czy siedmiu... A teraz nawet jak coś się źle zaczyna, to jest cierpliwość i walka o każdy punkt. Coraz fajniej funkcjonuje też na przykład gra na środku siatki: tak w bloku, jak i współpraca z rozgrywającymi. Nic dziwnego, bo trener Gardini był kiedyś znakomitym środkowym, więc wie o co tu chodzi (uśmiech).

— Jak się gra, wiedząc, że nie ma zmiennika? Wobec problemów Grzegorza Szymańskiego, musiał pan „ciągnąć” cały mecz.
— Wóz albo przewóz, przecież nie mogłem się przestraszyć (uśmiech). Nie miałem wyjścia: wziąłem odpowiedzialność na swoje barki i bardzo się cieszę, że to się udało.

— 18 punktów w ataku przy świetnej, 58-procentowej skuteczności, a do tego trzy punktowe bloki — to pana najlepszy występ w barwach Indykpolu AZS?
— Taki w pełnym wymiarze na pewno tak. Bo było też parę meczów, gdzie miałem fajne fragmenty, tylko że za moment spadałem ze szczytów na sam dół. Taka sinusoida. A tym razem właściwie od początku do końca zagrałem równo i wyglądało to fajnie. To cieszy, jak się widzi, że ten pot wylany na treningu nie idzie na marne.

— Za tydzień czeka was wyjazdowa sesja do Sosnowca i Warszawy, gdzie w ciągu 48 godzin zagracie z MKS Będzin i AZS Politechniką (2 i 4 lutego). Nie lekceważąc rywali, szkoda by było pogubić tam za dużo punktów.
— Powiem tak: teraz nadchodzi nasz czas. Bo mecze z tymi mocnymi rywalami, z całą górną półką, mamy już za sobą (AZS grał już z czołową siódemką w tabeli — red.), a zostało nam pięć spotkań z przeciwnikami w naszym zasięgu. I tak naprawdę, to teraz musimy stanąć na wysokości zadania, pokazać pazur, no, i zbierać punkty. Żeby przystąpić do play-offów z jak najlepszego miejsca. Bo teraz to jest dla nas najważniejsze.

pes

Komentarze (2) pokaż wszystkie komentarze w serwisie

Komentarze dostępne tylko dla zalogowanych użytkowników. Zaloguj się.

Zacznij od: najciekawszych najstarszych najnowszych

Zaloguj się lub wejdź przez FB

  1. lux #1648516 | 188.138.*.* 28 sty 2015 11:03

    Nic nie oddali. Teraz przegrali, a następnym razem się mogą zrewanżować i wygrać. Zaksa jest mocna i jeszcze pokaże pazur.

    odpowiedz na ten komentarz

  2. AZS #1647933 | 88.156.*.* 27 sty 2015 19:13

    AZS ,AZS tylko AZS.

    odpowiedz na ten komentarz