Rozmowa z Andrzejem Biedrzyckim, trenerem Startu Kombet Działdowo

— Objął pan Start w momencie, gdy zespół po 11. kolejce miał na koncie sześć punktów, no i w kolejnych siedmiu meczach pod pana kierunkiem dołożyliście sześć oczek. Jak pan ocenia sytuację?
— Przejmując zespół, przyjąłem założenia, że do końca jesieni ugramy minimum dziewięć oczek, żeby skończyć z 15 punktami i mieć kontakt ze środkiem tabeli. Oczywiście apetyty były większe, ale minimum jest takie. I ten cel wciąż możemy zrealizować, bo czeka nas jeszcze jedno ligowe spotkanie, z Concordią w Elblągu. Terminarz nie był łatwy, ponieważ graliśmy m.in. z rezerwami Jagiellonii, Płomieniem Ełk i Olimpią Zambrów, ale też mieliśmy w kalendarzu Puszczę Hajnówka i Wasilków. I w tych meczach się potknęliśmy i tu gdzieś możemy mieć do siebie żal. Tym bardziej że w Hajnówce dwa razy skutecznie goniliśmy wynik, a gola na 2:3 straciliśmy w końcówce w kuriozalnych okolicznościach. No i żal tych błędów sędziowskich z ostatniego meczu z Zambrowem, bo dwie pomyłki w 95. min to co najmniej o jedną za dużo (zdaniem gospodarzy sędzia najpierw nie odgwizdał faulu w walce powietrznej i uznał gościom gola w sytuacji, gdy piłka nie przekroczyła linii bramkowej całym obwodem — red.). Ale nie ma co biadolić. Jedziemy teraz do Elbląga, gdzie mimo kolejnych kłopotów kadrowych postaramy się zagrać skutecznie, bo w naszej sytuacji, jak w tym przysłowiu: ziarnko do ziarnka...

***
zib