Sordyl, czyli podróże kształcą

2023-12-30 12:00:00(ost. akt: 2023-12-29 10:42:39)

Autor zdjęcia: archiwum domowe

SIATKÓWKA\\\ Zagraniczne wyjazdy były znakomitym poligonem doświadczalnym dla mnie jako człowieka. Miałem tam przecież kontakt z różnymi ludźmi, kulturami i miejscami - wyjaśnia Mariusz Sordyl, który jako trener pracował w czterech krajach.
- Przed świętami ukazała się sensacyjna informacja, że zostaniesz trenerem Czarnych Radom.
- Plotki. Nie było żadnych rozmów, bo kiedyś już z tym klubem rozmawiałem i wtedy okazało się, że nasze oczekiwanie są odmienne. Inaczej mówiąc, nie graliśmy na tych samych falach.
- W kwietniu skończył ci się kontrakt w Ukrainie, więc może już warto poszukać nowego pracodawcy?
- Powrót z Ukrainy był moim wyborem, ponieważ taka była potrzeba rodzinna. Postanowiłem do końca roku zrobić sobie wolne, a potem wszystko zależy od tego, czy pojawi się jakaś ciekawa propozycja. Gdy taka oferta się pojawi, wtedy na pewno się nad nią pochylę. Jednak ani przez moment nie rozważałem objęcia ekipy z Radomia.
- W Ukrainie spędziłeś dwa lata i trafiłeś tam kilka miesięcy przed wybuchem wojny. Jak przed rosyjską agresją wyglądała ukraińska liga i jak się potem zmieniła?
- Na pewno ukraińska siatkówka się rozwija. Gdy przyszedłem, były jedynie dwa kluby, które prezentowały całkiem niezły poziom. Mam na myśli Lwów i Epicentr. Teraz Lwów gra w PlusLidze, ale w jego miejsce wskoczyło Dnipro. Poza tym są jeszcze dwa inne kluby, z którymi można sobie pograć, natomiast zadaniem pozostałych jest dalsze trwanie ukraińskiej siatkówki. Według mnie, ten sport ma tam duże szanse na rozwój, jest potencjał, są ludzie, którzy chcą w siatkówkę zainwestować. Przypomnę, że jedna z grup mistrzostw Europy miała grać w Ukrainie, ale plany te zostały storpedowane przez wojnę. Widać jednak, że Ukraińcy chcą się rozwijać i interesują ich sukcesy na arenie międzynarodowej.
- Co przez te dwa sezony osiągnąłeś jako trener Epicentra?
- W pierwszym sezonie wywalczyliśmy mistrzostwo, a w następnym zdobyliśmy Puchar Ukrainy, natomiast ligę zakończyliśmy na drugim miejscu.
- Wojna trwa, żołnierze giną na froncie, niemal cała Ukraina jest narażona na ataki rakietowe, jak w takich warunkach wyglądała ligowa rywalizacja?
- Przede wszystkim zacznijmy od tego, że wszystkie mecze są rozgrywane w jednym miejscu, a konkretnie w Czerniowcach, które leżą blisko granicy z Rumunią. Grały tam kobiety, grali tam też mężczyźni. Generalnie nie było jakichś większych zawirowań. Oczywiście po ogłoszeniu alarmu mecze były przerywane i trzeba było się ewakuować do schronu, ale takie sytuacje były bardzo rzadkie - mi zdarzyło się to tylko raz akurat przed finałem. Poza tym było dużo dziwnych zdarzeń pozasportowych, ale to jest temat na inną rozmowę.
- Dlaczego? Chętnie o tych zdarzeniach posłucham.
- Na przykład był moment, gdy Rosjanie rozpoczęli ataki na ukraińską infrastrukturę. W hali efektów tych ataków nie odczuwaliśmy, bo mieliśmy tam olbrzymi agregat, jednak po powrocie do domu problem był, ponieważ nie było ani prądu, ani gazu. W tej sytuacji kolację trzeba było zjeść przy świecach, najbardziej we znaki dawało się jednak zimno. Kiedyś obudziłem się w mieszkaniu, w którym było jedynie dziesięć stopni. Dlatego uznałem, że muszę przenieść się do hotelu, bo tam dzięki agregatowi było w miarę ciepło.
Na twarzach spotykanych na ulicach ludzi widać troskę i zmartwienia, chociaż starają się - wbrew okolicznościom - z optymizmem patrzeć w przyszłość. Starają się żyć normalnie, chociaż nie jest to łatwe. Na przykład kiedyś przed meczem jemy śniadanie w hotelu, jakaś pani przygrywa na pianinie, po czym dołącza do niej inna kobieta ubrana w ukraiński strój ludowy i zaczyna śpiewać. W tym momencie ten widok był jakby z innego świata, takiego bez wojen, w którym żyją szczęśliwi ludzie. A one grały i śpiewały, bo po prostu próbowały normalnie żyć. Ta scena wywarła na mnie duże wrażenie.
- Przed wybuchem wojny siatkarska ekstraklasa obejmowała całą Ukrainę? Także jej wschodnią objętą dzisiaj wojną część?
- Oczywiście. Przecież stamtąd pochodzą Dnipro i Charków. Te zespoły są nadal, ale obecnie trenują i grają w Czerniowcach.
- Ukraina była kolejnym krajem, w którym pracowałeś jako trener. Po raz pierwszy wyjechałeś w 2011 roku.
- Najpierw była Rumunia, potem Katar, Turcja i Ukraina. Na pewno te wyjazdy były znakomitym poligonem doświadczalnym dla mnie jako człowieka. Miałem tam przecież kontakt z różnymi ludźmi, kulturami i miejscami, a tego, czego tam się nauczyłem, nie da się nauczyć w szkole lub z książek. Trzeba tam być, dotknąć, poczuć i zobaczyć na własne oczy. Ale te wyjazdy dały mi też wiele jako trenerowi, ponieważ mistrzostwo i krajowy puchar zdobyłem w Rumunii, Turcji i Ukrainie.
Szczególnie wiele satysfakcji dała mi praca w Fenerbahce Stambuł, bo objąłem zespół w trudnej sytuacji, a mimo to udało się nam zdobył mistrzostwo i puchar. Reasumując, pracowałem w czterech krajach i aż w trzech wygrałem ze swoim zespołem wszystko, co było do wygrania.
- Gdzie się jednak najlepiej czułeś?
- Każdy z tych krajów to inna specyfika. W Rumunii i Ukrainie pracowałem w niedużych miastach, więc życie tam było bardziej kameralne. Z kolei w Turcji musiałem się zmierzyć z potęgą miasta i klubu. W Fenerbahce było najbardziej profesjonalnie jeżeli chodzi o funkcjonowanie klubu.
- Znając tureckich kibiców, to pewnie i na trybunach było głośno i gorąco?
- A właśnie, że nie. Fankluby Fenerbahce najbardziej były widoczne na... wyjazdach, i to bez względu na to, czy przyjeżdżali piłkarze, siatkarze czy koszykarze. Zawsze wtedy uaktywniały się miejscowe kluby kibiców Fenerbahce, natomiast w samym Stambule głośno na trybunach było tylko podczas ważnych meczów. Bardzo miło wspominam również Katar, gdzie spędziłem aż cztery lata, co samo za siebie mówi, jak się tam czułem.
- Był to twój najdłuższy zagraniczny kontrakt.
- Dokładnie.
- Do kraju wróciłeś już wiele miesięcy temu, więc pewnie doskonale orientujesz się, co w PlusLidze piszczy. Jak zatem oceniasz obecną sytuację w tabeli?
- Na pewno dla wielu zaskoczeniem jest słaba postawa ZAKSY, która przez trzy lata z rzędu wygrywała Ligę Mistrzów. Do tej pory kędzierzynianie świetnie sobie radzili z przemeblowaniem składu, teraz jednak powaliła ich wręcz lawinowa seria kontuzji. Mimo wszystko jestem przekonany, że ZAKSA zagra w play-offach, co będzie sporym problemem dla rywala, z którym się zmierzy w ćwierćfinałach. Przecież w pewnym momencie ten zespół wyprowadzi się na prostą i stanie się groźnym dla każdego.
- Swoją drogą ciekawie wyglądałby ćwierćfinał Jastrzębie - ZAKSA...
- Każdy klub, który trafi na ZAKSĘ, nie będzie zachwycony. Wydaje mi się, że o pierwsze miejsce na pewno zagra Jastrzębie, poza tym powinna też się liczyć ekipa z Warszawy, bo obecnie Projekt prezentuję najmilszą dla oka siatkówkę.
Fajnie się go ogląda, co prawda już przed sezonem można było przypuszczać, że Projekt będzie dobrze grał, ale nikt się raczej nie spodziewał, że aż tak dobrze. Jest to niespodzianka. Poza tym Resovia i Warta są tam, gdzie być powinny, ale jest jeszcze grupa pościgowa, czyli Lublin, Olsztyn, Nysa i Gdańsk. Są to zespoły, które między sobą powalczą o miejsce w ósemce na koniec fazy zasadniczej. Nie wiadomo jednak, jakie kluby zagrają w Pucharze Polski.
- Przypomnijmy, że tego zaszczytu dostąpią zespoły, które po pierwszej rundzie znajdą się w czołowej szóstce.
- Z tego względu szanse ZAKSY są raczej niewielkie. Matematycznie jest to jeszcze możliwe, ale w praktyce nie ma na to szans.
- Turniej finałowy Pucharu Polski bez ZAKSY! Kto by pomyślał...
- W sytuacji, gdy puchar jej już raczej odjechał, teraz ZAKSA musi się skupić na lidze, by nie wypaść z ósemki. Przyznaję, że z ciekawością obserwuję beniaminka z Częstochowy, bo zanosiło się, że będzie to dostarczyciel punktów, tymczasem częstochowianie fajnie grają i ze swoich meczów wyciągają, co się da. Uważam, że maksymalnie wykorzystują swój potencjał, czego z kolei nie można powiedzieć o Radomiu, Lubinie i Katowicach, chociaż ci ostatni pewnie już niedługą zaczną się oddalać od dołów ligowej tabeli.
- A jak oceniasz postawę Indykpolu AZS? Wiele obiecywano sobie po Souzie, no i rzeczywiście Brazylijczyk zdobywa sporo punktów, ale nie jest tak, jak się spodziewano, że jego blask będzie oślepiał wszystkich rywali.
- Bo my wciąż mamy w pamięci reprezentację Brazylii, który ogrywała wszystkich od lewa do prawa. Grały w niej wtedy rzeczywiście wielkie gwiazdy światowej siatkówki, natomiast dzisiaj dogoniliśmy świat, w efekcie nawet reprezentanci Brazylii niczym szczególnym nie różnią się od Polaków.
- O czym świadczą chociażby trzy ostatnie finały mistrzostw świata, podczas których to Polacy zdobyli dwa złote i jeden srebrny medal. A Brazylijczycy za każdym razem byli tuż za nami.
- Jednak Souza daje Olsztynowi sporo, szkoda tylko, że już na początku sezonu kontuzji doznał Szerszeń, bo przez to Indykpol AZS parę punktów zgubił. Teraz trzeba tylko mieć nadzieję, że zespół ominą kolejne kontuzje, bo ze swoim budżetem i potencjałem olsztynianie równie dobrze mogą zająć piąte, jak i jedenaste miejsce. O końcowym wyniku może zadecydować jeden udany lub nieudany transfer. Uważam, że nie będzie dramatu, jeśli Indykpol AZS zajmie dziewiąte miejsce - na pewno nie będzie to wynik satysfakcjonujący, ale będzie jakimś odzwierciedleniem finansowo-ludzkich możliwości klubu.
- Po sezonie 2024/25 PlusLiga zostanie zmniejszona do 14 zespołów. Za zmianą była ligowa czołówka, natomiast dół tabeli zdecydowanie protestował.
- Praktycznie od chwili powiększenia ligi do 16 klubów pojawiły się głosy sprzeciwu, bo duża liga to dużo grania, a przecież do tego dochodzą jeszcze europejskie puchary i reprezentacja. Jednak to nie jest problem tych słabszych klubów, więc dla nich obecność w PlusLidze ma olbrzymie znaczenie, bo oznacza większe zainteresowanie i kibiców, i sponsorów. Jedno jest pewne - w przyszłym sezonie będzie olbrzymi ruch na ławkach trenerskich, bo z ligi spadną aż trzy zespoły, a przecież nikt spaść nie chce. Obecnie w PlusLidze jest wręcz komfort, bo bezpośrednio spada tylko ostatni zespół, ale to już koniec komfortu, a zarazem początek zapowiedzi ostrej walki transferowej.
- Kiedyś podobno kluby zaczynały myśleć o nowym sezonie dopiero po Pucharze Polski.
- Ale Puchar Polski jest w marcu, czyli dość późno, więc teraz składy zaczyna budować się kilka miesięcy wcześniej.
- W związku z planowanym zmniejszeniem PlusLigi pojawił się pomysł, by wykluczyć ukraiński Barkom.
- Wystarczy, że prezesi klubów tak zadecydują i Barkomu w polskich rozgrywkach nie będzie. I nikt nie będzie się liczył z opinią publiczną - my na taką decyzję wpływu mieć nie będziemy. Ja jednak uważam, że decyzja o tym powinna zapaść na boisku. Przecież na początku uważano, że Barkom sobie u nas nie poradzi, tymczasem spokojnie sobie dał radę. Dlatego teraz polskie kluby powinny pokazać charakter i sportową klasę, a jeśli okażą się lepsze, wtedy zespół ukraiński spadnie z PlusLigi. Przypomnijmy, że pierwotny plan był taki, że dzięki PlusLidze siatkówka na Ukrainie miała zdobywać coraz większą popularność.
- Polskie zespoły miały rozgrywać mecze na Ukrainie, a Barkom miał przyjeżdżać do nas.
- Jednak wojna te plany zweryfikowała. Inna sprawa, że pewnie większość polskich klubów - może poza Resovią, która ma najbliżej do Lwowa, na pewno nie płacze, że nie musi jeździć do Ukrainy, bo za każdym razem byłaby to spora wyprawa.
- Na początku rozmowy wspomniałeś, że do końca roku odpoczywasz, ale co potem?
- Wracam na rynek.
- Czy bliskość pola golfowego będzie miała wpływ na wybór nowego pracodawcy?
- Nie, bo gdy pracuję, wtedy ze wszystkiego innego się wyłączam. Ale gdyby w pobliżu było akurat jakieś pole, to nie ukrywam, że byłoby miło. Ale najpiękniejsze pole golfowe w Polsce i tak jest w podolsztyńskich Naterkach.